Bloog Wirtualna Polska
Są 1 279 322 bloogi | losowy blog | inne blogi | zaloguj się | załóż bloga
Kanał ATOM Kanał RSS

POMALOWANE

niedziela, 17 czerwca 2012 23:26

Tydzień temu zakończyłam budowę swojego domeczku. Ściany w kolorach jasnej oliwki (dwa odcienie). Szczyty w kolorze mlecznej czekolady. Farbę kupowaliśmy w OBI. Ładna ta moja chatka.


Zaczęły się truskawki. Mały mój zagonek, ale na smak wystarczy. Dziś zebrałam szpinak. 10 kg! Już zblanszowałam. Jutro spakuję do zamrażarki.

    

 

 

 

 

 

Cudne jest moje Koperkowo.


Podziel się
oceń
0
0

komentarze (0) | dodaj komentarz

PRZED MALOWANIEM

piątek, 01 czerwca 2012 22:45

Podłogi już są gotowe, choć jakość ich wykonania nie powaliła mnie. Cóż - pan Zbyszek w terakocie nie miał takiego doświadczenia, jak w tynkach. Ale rozliczyliśmy się z obopólnym zadowoleniem.

         

Malowaniem zajęliśmy się już sami. Będzie nam pomagał Janek. Myślę, że zajmie nam kilka dni.

Dziś kupiliśmy w OBI farby wewnętrzne (biały kolar) i zewnętrzne fasadowe (dwa odcienie oliwki). Drewniane elementy wewnętrzne i zewnętrzne będą w kolorze ciemniejszej czekolady, a drewnopodobne jaśniejszej. Tak sobie wymyśliłam.

 

Wczoraj skończyłam "Opowiadania" pana Wacława O. Miałam problem z ramkami, ale przez skype Monika mi pomogła i dziś oddałam je autorowi już wydrukowane, także na CD-R. Pan Wacław był wzruszony i szczęśliwy. Ja także - widząc jego radość z doczekania się na własną książkę. Ja taką radość przeżywałam po raz pierwszy 12 lat temu, gdy wydałam swój pierwszy tomik pt. "Zwierciadło".

 

Dziś Dzień Dziecka. Oczywiście najważniejsze i najukochańsze to moje. Także z okazji Dnia Dziecka zaprosiło mnie Kino "Helios". Czytałam dzieciom "Baśń o siwku". To było ostatnie przed wakacjami moje spotkanie z dziećmi w ramach projektu "Akademia Filmowa".

A dzieci w kinie było dzisiaj wyjątkowo dużo. Wszystkie sale kinowe, także hol - wszędzie dzieciaki i wszędzie popcorny. Aż zastanawiałam się, czy jest możliwy seans bez popcornów. Chyba nie - to już jak rytuał.


Podziel się
oceń
0
0

komentarze (0) | dodaj komentarz

PODŁOGI

poniedziałek, 28 maja 2012 6:52

Tynkowanie zakończone! Nawet nie miałam do czego doczepić się w kwestii jakości. Bardzo ładnie wyszły otwory drzwiowe. Nie mam drzwi wewnętrznych, tylko same otwory. Świetnie, że poradzono mi, aby zastosować aluminiowe narożniki przy tych otworach. Ładne (i mocniejsze) są teraz wszystkie kanty. Parę złoty więcej, a jaki efekt.

 

Od czwartu pan Zbyszek (sam) układa terakotę na podłodze. Do pokoiku kupiliśmy nową z promocji w OBI po 16 zł/m2 do tego był gratisowy klej. OBI sprzedało tę terakotę tanio, bo to towar nie pierwszej jakości - bardzo cienki i kruchy, ale sprzedawca wybrał nam bardzo dobrze i nie mieliśmy z nią kłopotu. Podłoga też prezentuje się ładnie. Płytki 45/45. Tyle, że pan Zbyszek nie miał przecinarki do tak dużych płytek, ale przecież do czego jest rodzina? I małżonek temat załatwił.

Na pozostałych podłogach będą układane płytki z "kolekcji", którą uzbierało się przez ponad 40 lat. W kuchence już jest zaczęta szachownica.

W korytarzyku i na werandzie będzie z pozostałości z budowy mojego sklepiku - szarosrebrna.

 

Obejście mam już posprzątane. Nawet przeniosłam pozostały piasek z bydowy na tymczasowe miejsce na działeczce. Może zrobi się jeszcze z niego jakieś chodniczki.

Zruszyłam też ziemię wokół domku, bo zrobiło się takie klepisko, że gracką trudno było je ruszyć. W przyszłym roku trzeba będzie tę ziemię przekopać na wylot.

 

Bardzo pracowity miałam ubiegły tydzień i na działeczce i w domu. Przygotowuję do druku "Opowiadania" mojego "szufladowicza" - pana Wacława O. Na dzień dzisiejszy książeczka jest już gotowa - tylko musi chwilę poleżeć, żebym przed drukiem jeszcze raz na nią zerknęła. Pan Wacław O. opisał niektóre historie z lat swojej młodości (Swoiste świadectwo minionych lat). Ma być pamiatką dla jego rodziny i znajomych. W czerwcu pan Wacław kończy 88 lat.

 

A ja dziś mam imprezkę w PSL-u. W Muzeum Wsi Radomskiej będziemy mieli Święto Ludowe. Ja mam otrzymać partyjną legitymację. Tymczasem już zostałam delegatką na miejski Zjazd, gdzie będziemy wybierać miejskie władze PSL. Żeby tylko pogoda nam dopisała, bo teraz pada deszcz i bardzo się ochłodziło.


Podziel się
oceń
0
0

komentarze (0) | dodaj komentarz

TYNK

wtorek, 22 maja 2012 23:58

Jak to się mówi, oczami można wszystko zjeść i szybko wykonać pracę.

Jak wspomniałam w poprzedniej notatce, pan Zbyszek z panem Stanisławem od ubiegłego wtorku tynkują. W piątym dniu mieli skończyc, czyli na sobotę. Od razu wiedziałm, że to niemożliwe, bo tempo pracy pana Zbyszka od początku budowy poznałam: żółwio-ślimakowe. Ale najważniejsze, że postęp robót z dnia na dzień jest widoczny. Na tym etapie budowy było nadmurowanie ścian, żeby zrównać je z poziomem dachu, oraz tynki: wewnętrzny - 80m2 i zewnętrzny - 50m2.Nie planowałam tynkowania pomieszczenia gospodarczego, licząc że te 150 zł z robocizny zostanie, ale pan Zbyszek namówił małżonka na tak zwane "zaciągnięcie" szlichtą. Potem sama dołożyłam im jeszcze wylewke na podłogę i tak panu Zbyszkowi zakres robót się powiększył.

Podczas wczorajszej wizyty na budowie zauważyłam, że nie jest położony kant na ścianie graniczącej z WC. Pytam pana Zbyszka - dlaczego?

                    

I znów powiększył się zakres robót. Pan Zbyszek bowiem bardzo przyglądał się, jak będzie domeczek wyglądał z daleka, w miejscu gdzie stoi WC i swierdził, że nie będzie ładnie, jak będzie widać białe bloczki. Myślałam je pomalować w kolorze ścian, ale pan Stanisław mnie tylko wyśmiał,  na dodatek przekonał mnie, twierdząc że po malowanym tynk nie będzie się trzymał, gdybym kiedyś chciała otynkować ten róg. Ale jeszcze powstał problem, bo przy WC mam złożone drewno na grilla i do wędzarki. Juz przekładałam go kilka razy i nie bardzo chce mi się kolejny raz szarpać z tym drewnem. Na to pan Zbyszek, że on to zrobi sam. Widać bardzo im zależało na tej pracy i wyszukiwali jej na miejscu. No i tak zostało, że zatynkują mój domeczek całkiem dookoła, a ja tylko drzewo z powrotem ułożę, ale już po malowaniu ścian.

Teraz zastanawiam się kogo wynając na ułożenie terakoty na podłodze i kto będzie malował. Może się okazać, że także pan Zbyszek będzie chętny.

Ale najpierw rozliczymy się z tynków. Jak będę zadowolona - to może dam mu tę pracę.

Dzisiaj na budowie byłam późno. Już pana Zbyszka nie było. Widziałam, że wstawia teraz paprapety i szykuje się do ostatniej ściany i do ściaany za WC. Może na czwartek będzie wypłata.

Tymczasem ogród już zaczyna rosnąć. Niestety, nie udało mi się z pietruszką i z pasternakiem w tym roku. Wzeszły jedynie pojedyncze roślinki. Dziś myślałam dokupić nasion i zasiać jeszcze raz. W E.Leclerku była tylko pietruszka naciowa (kupiłam). Pasternak wsiałam, jaki miałam z lat ubiegłych. Zobaczymy co to z tego późnego siewu wyjdzie.

Nie wyszly mi tez pomidory Awizo, które siałam w styczniu i na parapecie hodowałam prawie 3 miesiące. Wysadziłam je do gruntu w minioną sobotę czyli przed "zimną Zośką" i niestety chyba zmarzły. Wczoraj dokupiłam na targu 10 krzaków - kilka gatunków. Wysadziłam je tuż obok zmarzniętych. Pomidory Rejtan, które też wysadziłam przed Zośką  okryłam kapturkami i te jeszcze walczą o przetrwanie.

Mam już rzodkiewkę i sałatę szklarniową. Także szczypior. Obydwoje z małżonkiem zajadamy się nimi i jest fajnie.

 

 

 

 

 

 


Podziel się
oceń
0
0

komentarze (0) | dodaj komentarz

TYNKOWANIE

poniedziałek, 14 maja 2012 22:41

TYNKOWANIE

 

Z tynkowaniem sprawa się przeciągnęła. Tynkarz (nasz działkowicz), specjalista nad specjalistów, tak nadwyrężył sobie rękę, że nawet musi brać zastrzyki. Obiecał, że położy mi tynki, ale pracę może zacząć dopiero za miesiąc. Czyli jak ręka wyzdrowieje. Ale ja już nie chcę czekać kolejny miesiąc. Pytałam różnych innych tynkarzy - wszyscy zajęci - terminów nie ma, albo bardzo drodzy. I tak zadzwoniliśmy z małżonkiem do naszego "majstrunia" pana Zbyszka. Pytał po skończeniu dachu, kto nam będzie robił tynki i po ile za metr żeśmy się zgodzili. Powiedziałam mu, że po 11 złotych żeśmy się zgodzili. Pan Zyszek chciałby 12 złotych od metra kwadratowego. Wtedy jednak myślałam o tynkarzu-działkowiczu, może niechby sobie dorobił do renty. Ale skoro tak wyszło, że nie jest w dyspozycji - to trudno.

Dobrze, że pan Zbyszek nie odmówił.

     

W sobotę przywióżł kierowca małą wywrotkę piasku do tynku. Zapłaciłam mu 150 złotych. Dziś pan Zbyszek przywiózł betoniarkę, 2 taczki, jakieś listwy i wannę do zlasowania wapna. Od jutra ma stanąć do roboty.

Będzie miał pan Zbyszek okazję "docenić" swoją pracę przy murarce,

tak jak "decenił" przy stawianiu dachu, że dwie równoległe ściany różniły się od siebie w długości o 5 cm.

 

Tymczasem ja dowartościowałam się w miniony weekend (weekend z noclegiem). Cały ogród mam już zagospodarowany. W sobotę wysadziłam pomidory: 10 sztuk Awizo i 14 podwójnych sztuk Rejtana. Rejtana mam pierwszy rok. Ma to być pomidor karłowaty gruntowy. Zobaczymy, jak się uda. Awizo będę miała już trzeci rok - udają się, tylko trzeba pilnować pierwszego teminu oprysków na zarazę ziemniaka. Natychmiast trzeba opryskać także pomidory. W ubiegłym roku nie dopilnowałam i trochę pomidorów ucierpiało.

Zrobiłam już "wigwam" dla mojej tycznej fasolki szparagowej, którą uwielbiamy wszyscy w rodzinie. Już też wysiałam (kilka rodzajów).

 

Niestety, bożonarodzeniową choinkę wykopałam. Uschła. Nie udało się jej adaptować w nowych warunkach. Chyba kupię sobie w doniczce, ale sadzonkę. Może trochę podrośniętą, bo dużego drzewka nie będzie jak przewieźć. Szkoda choinki - tyle zachodu i tyle serca dla niej dałam...

 

Coś w tym roku krucho u mnie z żabami i rybkami. Czyżby to za sprawą tej paskudy, której larwy odkryłam w marcu? W Internecie przeczytałam, że to może być pływak żółtobrzeżek - bardzo wielki szkodnik w oczkach wodnych. Trzeba go tępić, tylko jak go zoczyć?


Podziel się
oceń
0
0

komentarze (0) | dodaj komentarz

KLUCZ

niedziela, 06 maja 2012 21:56

Cieszę się, bo domeczek już stoi. Klucz do drzwi wejściowych dostałam w dniu moich 61. urodzin (28 kwietnia - sobota). Był już także podłączony prąd. Nie wszystko jest jeszcze skończone. Zostały do wykonania tynki wewnętrzne i zewnętrzne oraz posadzki. Malowanie ścian wewnętrznych i elewacji obiecał wykonać małżonek. Ja tylko kupię farbę. Powinno mi wystarczyć gotówki. Liczę, że jeszcze wydam ze 3 tys. zł. Do tej pory wydałam na swój domeczek ok. 17 tys.

     

Niestety, po fachowcach są także poprawki. Na szczęście małżonek ma smykałkę i potafi poprawić. Ktoś by powiedział, że niechby sam fachowiec poprawiał. Niestety, czasem jest tak, że brakuje słów i trzeba samemu poprawić. Pytałam majstra od tynkowania, jakiej grubości będzie kładł tynk zewnętrzny. Powiedział 1,5 do 2 cm. Czyli typowo. Przychodzę na budowę w sobotę (ostatni dzień ich pracy), patrzę - drzwi wejściowe już obsadzone. Mówię do fachowca, co powiedział tynkarz, a on mi na to, że obsadził na 1,8 cm. Nie sprawdzałam. Powiedział, że tyle - czyli w porządku. Tymczasem przychodzi mój małżonek, a że oko ma precezyjne, jako mechanik precyzyjny z zawodu, od razu zauważył, że coś nie tak z tą szczeliną w drzwiach. Mierzy - 2,5 cm. Oczywiście, że się zdenerwował, także na mnie, że nie zmierzyłam i nie kazałam poprawiać, jak majsterek jeszcze był na budowie. Powiedziałam, żeby sprawę zostawił do decyzji tynkarza, ale on nie wytrzymał i sam je poprawił.


 

Podobnie było ze składanymi schodkami na stryszek. Właśnie dopasowywał długość schodów, to znaczy obcinał je z długości. Gdybym przyszła nie w porę, pewnie w końcu byłyby za krótkie. Ciął je prosto, zamiast ukośnie, żeby były na styk z podłogą. W chwili jak weszłam przymierzał się do kolejnego obcięcia, a wystarczyło tylko odciąć ukos i schodki ładnie się ułożyły. Pytam go, czemu tak ciął, a on na to, że były obcięte prosto, więc i on ciął je prosto. Żadnej wyobraźni. Nie powiem, ciarki przeszły mi przez plecy, bo przecież mógł zepsuć całe schody.

 

Oczywiście, błędy na budowie mogą się zdarzyć. Przyjrzałam się krokwiom, każdej z osobna. Jedna była na łączeniu wycięta nie z tej strony. Dobrze, że nie wszystkie i że krokwie nie są za cienkie. Poprosiałm małżonka, żeby mi ten "brak" uzupełnił, bo jak będę urzędować na stryszku i będę widziała tę zepsutą krokiew, to będę się wkurzać.

 

Minionej nocy, z piątku na sobotę, spałam na stryszku.

Wcześniej małżonek przywiózł mi materac z Cerekwi, zwieźliśmy z magazynu sklepowego wszystkie działkowe graty. Wstępnie umeblowałam stryszek. Z domu przywiozłam czystą pościel, lampkę nocną. książkę do czytania ("Marzenia i tajemnice" - Danuty Wałęsowej), którą dostała od Dorotki na urodziny, zrobiłam sobie także bukiet z bzów. Było cudownie, choć długo nie mogłam usnąć. Chyba radość moja z mojego dzieła była tak wielka, że nawet większa od zmęczenia i potrzeby snu. Dochodziła północ, coś stuknęło o dach. Może ptak? Czy może jakaś mysz, albo szczur? W ciągu nocy jeszcze kilka razy to się powtórzyło, także w ciągu dnia. Chyba to jednak ptaki. Po północy szli jacyś rozbawieni ludzie. Nie wiem czy uliczką ogrodową, czy zewnętrzną. Nie podnosiłam się, żeby ich zobaczyć, choć była widna noc. Poszli sobie - nie bałam się ich.

Rano ( czyli w sobotę) o piątej byłam już wyspana. Spanie było krótkie, ale widać wydajne. Przez całą sobotę walczyłam z chwastami. Dobrze się wyrywały, bo było po deszczu. W ramach odpoczynku od chwastów szorowałam garnki piaskiem i czytałam Wałęsową. Dobrze mi się ją czyta. Może dlatego, że mam dla niej ogromny szacunek. Ona, jak i ja, żyjemy marzeniami, które ciężką pracą okraszamy. W tych marzeniach najważniejsze są dla nas nasze dzieci. Różne są wyniki naszej pracy, ale wiele z nich w różnym stopniu udało się nam zrealizować. Szkoda, że nasi małżonkowie, nie zawsze dla naszej ciężkiej pracy, mają szacunek i uznanie, nie mówiąc o państwie. Mam tu na myśli świadczenia dla kobiet, które poświęciły własną karierę na rzecz rodziny. Dziś wielkie larum podnosi rząd, że nie ma dzieci, że zagrożone są emerytury. Kościół także alarmuje. Jeśli jest ktoś temu winien, to tylko mężczyźni, bo to oni w wiekszości stanowią rządy państwowe i kościelne od pokoleń. Większość z nich "ucieka" od obowiązków domowych: a to w pracę zawodową, a to w politykę, albo w pracę społeczną. A żony-matki? Wiadomo - muszą. Jak długo muszą musieć? Rząd myśli, że jakimś becikowym załatwi sprawę. Dziecko, to nie tylko becik, wyprawka do przedszkola, czy do szkoły. Dziecko to trud wychowania, to wiele problemów. Więcej dzieci - stokroć więcej problemów.

Moja Mama, jak pytałam jak to jest, gdy ma się bliźniaki - to mówiła, że bliźniaki to nie to co dwoje dzieci. Jak ty zapłakałaś - mówiła - to zaraz Irenka za tobą, to ty za nią, ona znowu za tobą, a ty za nią. I tak w kółko. Aż wpadłam na pomysł, żeby natychmiast przenosić jedną do drugiego pokoju, żebyście się nie widziały. Ale za to doszło bieganie z pokoju do pokoju. Tak źle i tak niedobrze. Nie raz można byłoby zwariować. Bardzo ciężko chować bliźniaki, jak nie ma kogoś do pomocy.

A Wałęsowa urodziła ośmioro dzieci, w tym bliźniaki.

Ile jest takich "Danut", których mężowie "pouciekali" z domów.

Teraz za przykładem mężczyzn kobiety zaczęły "uciekać" z domów i trudno im się dziwić.

A emerytury, a kasa na Kościół? A niech się martwią większościowo-męski rząd i Kościół.

"Żółta rasa", która zaczyna wchodzić na rynek pracy w Polsce i w Europie, niestety, nie zapewni nam emerytur, ani naszemu Kościołowi tacy.

Obym się myliła.

 

Dziś niedziela. Do południa pracowałam nad swoją stroną internetową. Powstało wiele zaległości: promocja "Baśni o białej damie" w PSP w Kowali, międzyszkolny konkurs "Szeleszczące wierszyki", w którym byłam jurorką, także zdjęcia z Walnego Zebrania Działkowców.

Po południu byłam z małżonkiem poproszona na imieninowy, stanisławowy, obiad. Jak zwykle u Marty - dużo smakowitości. A że ja uwielbiam jeść, to te półtora kilko, które zrzuciłam z siebie poprzez ciężką harówkę na działce, poszło się paść. Szkoda ... ubrań. Dopiero co odzyskałam niektóre z nich.


Podziel się
oceń
0
0

komentarze (1) | dodaj komentarz

DACH

poniedziałek, 23 kwietnia 2012 21:30

Będę miała dach. Może już jutro. Po zimowej ponad półrocznej przerwie prace ruszyły w miniony czwartek. Kierującym robotami jest pan Zbyszek, ten sam co kierował budowlanką. Zasłabnięcie, które go dopadło podczas tamtej murarki na szczęście nie było groźne, że mógł powrócić do pracy. W piątek miałam ułożony strop, w sobotę stały krokwie. Dziś rozpoczęło się deskowanie i krycie papą.

 

 

W następnej kolejności planuję dokończenie robót murarskich, wstawienie drzwi i okien. Na środę jestem umówiona z działkowiczem - elektrykiem, żeby omówić zakres prac elektrycznych. No i zostanie położenie tynków.

Liczę, że do wakacji wprowadzę się.

 

W sobotę mieliśmy Walne Zebranie Działkowców. Przyszło bardzo dużo działkowców, że nie wszystkim wystarczyło miejsc siedzących. Prezes nawet zażartował, że powinniśmy pomyśleć o rozbudowie świetlicy. To bardzo cieszy. Mnie na tym zebraniu przypadło w udziale przewodniczenie Komisji Uchwał i Wniosków. Przezes przekazał informację, że są prowadzone przez rząd prace w kierunku przekazania Ogrodów Działkowych władzom samorządowym, natomiast przynależność do Polskiego Związku Działkowców nie będzie obowiązkowa. Nie mam odpowiedniej wiedzy, żeby ustosunkować się do tego tematu. Przyzwyczajenia często są hamulcem do zmian. Ale nie jest wykluczone, że byłoby to dla nas korzystne rozwiązanie. Ufam, że my, działkowcy w swojej globalnej mądrości podejmiemy słuszną decyzję: albo przyjmiemy propozycję, albo będziemy protestować.


Podziel się
oceń
0
0

komentarze (0) | dodaj komentarz

AWARIA

sobota, 14 kwietnia 2012 21:33

Miała to być wspaniała sobota. Oczywiście w moim Koperkowie. To nic, że budowa jeszcze nie jest zakończona, bo nie mam "dachu nad głową". Podobno w przyszłym tygodniu mam już go mieć - a więc za kilka dni. Wytrzymam, skoro wytrzymałam ponad pół roku. Jeden z działkowiczów to nawet zauważył, że na tym skorzystałam, bo nie miałam włamania. Do innych "ładnych" domków przyszli nieproszeni goście. Powyłamywali zamki, powyrywali kable, nawet coś tam powynosili.

Kradzieże na działkach to rzeczywiście plaga. Do mojego poprzedniego domku weszli dwa razy. Domek nie był zamknięty, bo ja go nie zamykam. Staram się nie mieć wartościowych rzeczy, szczególnie już po sezonie działkowym. Ale koc mi zabrali - nowy był, kupiłam go na odpuście w Kodniu za 15 złotych. Szkoda mi go, bo był bardzo ładny, kolorowy, z dość grubego polaru. Ale co poradzić?

Nie wszystko wychodzi, jak byśmy chcieli. Tak jak dzisiaj właśnie.

W planie miałam posadzić cebulkę dymkę i posiać maarchewkę, i jeszcze może jakąś rzodkiewkę, czy sałatę. Moje przyjaciółki już dawno nasiały i nasadziły, a ja? To przez to, że codziennie stoję za ladą po 10 godzin i na działeczkę już nie zdążam. Tak więc wszelkie przyjemności zostają mi jedynie na soboto-niedzielę.

No więc dzisiejszy dzień miał być cudowny, bo jutro ma padać deszcz i pewnie będę siedziała w domu. W planie mam uzupełnienie "Kroniki", bo w przyszłą sobotę mamy ogrodowe Walne Zebranie. Chciałabym, aby działkowicze obejrzeli zdjęcia z najpiękniejszych działek w 2011 roku. Przygotowałam także projekt nazw uliczek i alejek w naszym ogrodzie. Chcę działkowiczom przedstawić moją propozycję na tym zebraniu.

Tak więc ta soboto-niedziela miała być wyłącznie "koperkowa". Tymczasem ...

Pierwsze co zastałam - rozwalił mi się skład drzewa. Widocznie wiatry musiały być duże i "sterta" się rozsypała. Miałam więc pierwsze nieplanowane zajęcie. Ledwo skończyłam układać drzewo ... obracam się... a tu widzę, że woda z ziemi spod bocianka wypływa. Zalała cały trawnik, palenisko i już podchodzi pod oczko, i pod drzwi szklarni. Zbaraniałam. Normalnie zbaraniałam. Co robić? Oczywiście najpierw zadzwoniłam do małżonka. Jak dobrze, że mam tę komórkę. I że ją dziś rano naładowałam, i że jeszcze jakieś grosze na niej były. I że małżonek mógł dziś być do mojej dyspozycji. Poradził mi, żebym zadzwoniła do prezesa, żeby wyłączył na jakiś czas wodę. Zmierzyłam także średnicę rury, przy doprowadzającej wodę do mojej posesji, małżonek myślał dokupić jakiś kran. Tymczasem woda się lała, a ja ją wiaderkiem wylewałam. Była brudna, rdzawa i zimna. Ciągle się lała i lała. Buzowała po prostu. Zadzwoniłam do prezesa, że mam awarię. Obiecał, że zakręci. Przy okazji "dołożył" mi, że tak się właśnie dzieje, jak każdy po swojemu robi instalacje na swoich działkach. Ale przecież ja tego nie robiłam, tylko moi poprzednicy. Musiałam mu o tym powiedzieć. Byłam bardzo zdenerwowoana. Chciało mi się płakać. Woda ciągle się lała. Dobrze, że miałam buty gumowe, bo by zupełnie było źle. Strasznie się bałam, żeby woda nie nalała się do oczka, do szklarni. Bałam się, prawie że wyłam. Rura (bocianek), który doprowadzał wodę do beczki ruszał się cały, a woda spod niego. Przypomniałam sobie, że przecież jak kiedyś zaglądałam w to miejsce, to była tam niby studzienka z beczki plastykowej zrobiona i był tam jakiś kranik. Pomyślałam, że może uda mi się do niego sięgnąć i zakręcić go, będzie po kłopocie. Jeszcze szybciej wynosiłam tę rdzawą wodę, już nie do kompostownika, tylko po prostu na trawnik. Kontrolowałam tylko, żeby nie osiągnąć poziomu szklarni i oczka. Przyszedł sąsiad, pan Władysław. Zobaczył co się dzieje. Wyciągnął ten bocianek. Okazało się że pękła jakaś nakrętka. Zadzwoniłam więc do małżonka, i pan Władysław powiedział o co chodzi. Niestety, wody nadal przybywało, a ja ciągle ją wylewałam. W końcu udało mi się obniżyć trochę poziom wody w tej studzience i próbowałam dostać się do tego kraniku, ale ręka okazała się za krótka. Prawie, że ryczałam. I wtedy przyjechał małżonek. Coś tam zakręcał, przy rozdzielczej rurze, co to "miejską" wodę odprowadza na posesje. Potem zabrał ten bocianek, tę rurę i pojechał z nią do majstra. A ja ciągle tę wodę wybierałam. Zdawało mi się, że ręce mi odpadną i pęknie kręgosłup. Ale powoli zaczęło wody ubywać w tej mojej studzience. Zobaczyłam kranik i go zakręciłam.

Jednak woda ciągle nachodziła. Nadal ją wybierałam, ale już miałam czas na odpoczynki. Nawet dla wyprostowania kości zabrałam się za grządki. Posadziłam dymkę, wysiałam marchewkę, rzodkiewkę i sałatę. No i przyjechał małżonek z naprawioną rurą i ją zamontował. Uffff.

Co się okazało. Kranik, który był w studzience służył do odprowadzenia wody z rury na zimę. Zakręcenie jego nic mi nie dało. Mój poprzednik całkiem dobrze pomyślał. Na rozgałęźniku nie było kranu, bo mój poprzednik go zdemontował. Przypuszczalnie dlatego, że na ogródkach często ginęły krany. Więc zrobił tylko na śrubę, którą powinnam zakręcić. Gdybym ja wiedziała, że coś tam można było zakręcić, to "zębami" bym to zakręciła. Ale mnie, blondynce, nie przyszło nic mądrego do głowy, ale nie przyszło do głowy także panu Władysławowi. Cóż. Nie wiem ile wody wylałam. Pewnie z tysiąc litrów, albo i więcej. Po akcji musiałam odpocząć. Zjadłam sobie kanapki, wypiłam herbatę. Siedziałam na krześle, a nogi mi się trzęsły ze zmęczenia.

Cała akcja trwała niewiele ponad dwie godziny. Zadzwoniłam do prezesa, że już awarię usunęłam, że można zakręcić wodę. Tymczasem prezes mi powiedział, że on w ogóle jej nie zakręcił. No tak. Dlatego ta woda ciągle tak się lała. Cóż. Żeby choć mi z jedno kilo spadło z tuszy przy tej akcji, nie miałabym do niego "ale", ale ...

U pana Władysława także pękła rura, dwie rury. Ale u niego nie taka awaria jak u mnie, tyle, że on musi odkopać je.

Odpoczęłam chwilę i zabrałam się za porządkowanie placu boju. Wszędzie rdzawo. Palenisko do wędzenia kiełbasy pełne rdzawej mazi. Wszystko wyniosłam na kompost. Ziemię brudną także. Na koniec zasiałam trawkę i nogami ją uklepałam. Zrobiło się fajnie. Małżonek Miedzianem opryskał drzewka na parcha, bo właśnie od dwóch dni w Internecie jest komunikat na parcha i na rdzę ogniową.


Uffff. I do domu. Ufarbować włosy i wykąpać się.

 


Podziel się
oceń
0
0

komentarze (0) | dodaj komentarz

CZYJE LARWY?

sobota, 17 marca 2012 22:54

Pięknie dziś było na dworze. 22 stopnie! Po prostu - wiosna!

Nie mogłam usiedzieć w domu. Pomimo, że jeszcze nie całkiem wróciłam do zdrowia, cztery ściany dziś były za ciasne i musiałam zaliczyć moje pietruszkowe Koperkowo. A już na miejscu - prace porządkowe po prostu same się prosiły i pchały się pod ręce.

I tak zrobiłam porządeczek w oczku. Powycinałam stare trzciny i tatarak, wyzbierałam liście. Przy okazji odkryłam w oczku coś obrzydliwego. Pływało to to martwe w ilości 2 sztuk. Jakieś dziwne larwy. Jeszcze czegoś takiegow moim oczku nie było.

W ubiegłym roku zrobiły mi niespodziankę traszki. To było sympatyczne, ale te larwy? Brrr. Wyrzuciałam je na kompost.

           

Pozagrabiałam w zagajniczku, przygotowałam scenę dla konwalii.

         

Pieknie zakwitły przebiśniegi. Tulipany powoli wyciągają się spod ziemi.

 

        

Dziś zasadziłam rządek bobu.

Sześć godzin dziś urzędowałam. Pysznie było.

 


Podziel się
oceń
0
0

komentarze (0) | dodaj komentarz

IDZIE WIOSNA

wtorek, 13 marca 2012 15:36
Idzie wiosna!!!
W sobotę robiliśmy ostatnie przedwiosenne porządki i przygotowania do dalszej budowy.
Małżonek odciął trochę drutów z rusztowania winorośli, żeby można było wygodniej stawiać dach.
  Chyba za bardzo  przejęłam się pracą, bo już wieczorem złapała mnie wysoka gorączka i dwa dni musiałam odleżeć, czytając zaległą literaturę i oglądając z łóżka  "Teatr chmur". Nazwę  "Teatr chmur" wymyśliła moja przyjaciółka Iza. Mieszka na ostatnim piętrze w wieżowcu i robi piękne zdjęcia chmur. Zdjęcia nawet doczekały się wystawy. Od tej wystawy każdy "Teatr chmur"  to Iza.

    
Przebiśniegi powoli wychodzą z podziemia. Tulipany na czatach, a reszta mojej zielonej partyzantki jeszcze w ukryciu. Z zachłannym apetytem czekam dni, gdy będę mogła z rozkoszą oddać się grzebaniu w ziemi.
Żeby tylko nie chorować.

Podziel się
oceń
0
0

komentarze (0) | dodaj komentarz

sobota, 31 marca 2018

Licznik odwiedzin:  68 885  

Kalendarz

« marzec »
pn wt śr cz pt sb nd
   01020304
05060708091011
12131415161718
19202122232425
262728293031 

O moim bloogu

------Koperkowo--------- świat zamknięty w czterech --------arach ---------------- a zachwytu co niemiara

Ulubione strony

BLOGI PRZYJACIÓŁ

MOJA STRONA I MOJE BLOGI

Wyszukaj

Wpisz szukaną frazę i kliknij Szukaj:

Subskrypcja

Wpisz swój adres e-mail aby otrzymywać info o nowym wpisie:

Statystyki

Odwiedziny: 68885
Bloog istnieje od: 2967 dni

Horoskop

Więcej w serwisach WP

Money.pl

Pytamy.pl