Dziś opadły mi skrzydła, krew odpłynęła do stóp, siły gdzieś wyparowały.
Spotkała mnie ogromna przykrość, żeby nie nazwać tego afrontem, czy wręcz znieważeniem.
I to ze strony mojego małżonka. Bardzo się zdenerwowałam. Gdyby nie to "radomskie zesłanie" pewnie bym poleciała wypłakać się do matki, siostry, czy jakiejś przyjaciółki. Ale jestem tu sama i ten papier na otarcie łez. A było tak:
Było już po obiedzie. Do sklepiku przyszła klientka (emerytka-wdowa). Handluje na targu ciuchami. Zwykle jest niesympatyczna, zgorzkniała, niezadowolona, niedowartościowana. Chyba taka jej natura. Ale moja klientka - więc jak każdą, wysłuchuję cierpliwie i z uśmiechem. Zrobiła jakieś tam bardzo skromne zakupy, raczej jako pretekst do pogaduszek i zaczęła rozwodzić się na temat sanatorium, bo właśnie chce się wybrać. Raz-dwa razy w roku gdzieś wyjeżdża: a to na wczasy, a to do sanatorium, albo gdzieś na wycieczkę. Goni ją. Zwiedziła już Polskę i sporo zagranicę. W wielu miejscach była po kilka razy. Teraz szuka coś ciekawego, może ja jej coś poradzę, bo musi zmienić klimat. Oczywiście nie komentowałam jej sposobów wypoczynku. Każdy wypoczywa jak chce i na ile go stać. Ostatecznie ma emeryturę, jeszcze dorabia. Nigdy nie mówiła o swoim synu, jak mu się powodzi, ani o wnukach. Może są daleko, a może nie ma z nimi kontaktu. Różnie przecież w życiu bywa. Kiedyś tylko wspomniała, że ma syna. Uśmiechnęłam się więc do niej, bo cóż mam jej do powiedzenia, że ja nawet nie posiadam paszportu, a na wczasach byłam w całym swoim 55 letnim życiu dwa razy, w sanatorium raptem jeden raz? Że nie mam doświadczenia, że nie mam się czym chwalić? Więc żeby także wyjść na choć trochę "ważną" odpowiedziałam jej, że ja właśnie rozwiązałam sobie na starość wszelkie sprawy urlopowe. Kupiłam sobie działkę i nie muszę myśleć, gdzie mam jechać, bo mam swoją naturę i swoje niebo.
Ależ ją to rozśmieszyło. Akurat na ten moment wszedł do sklepiku mój małżonek i ona do niego, że właśnie rozmawiałyśmy o wczasach i zaczyna wyśmiewać się z mojej działki. Przyznam, że bardzo mnie ruszyło jej "wyrokowanie". Powiedziała małżonkowi, że jestem fajną kobietą, a robię się na starą "bobkę". Co miałam jej powiedzieć, że mojego małżonka nie stać na rodzinne wczasy? Małżonek nie chcąc "konfrontacji" we trójkę wysłał mnie po jakąś bzdurną rzecz na magazyn. Jak wróciłam jej już nie było, a mój małżonek podsumował mnie słowami: widzisz jak skwitowała twoją działkę? Powiedział to takim tonem, z taką miną, jakby wylał na mnie wiadro pomyi. Zamurowało mnie, że nic nie odpowiedziałam. I długo nie odzywałam się do niego. Wyczuł, że coś jest ze mną nie tak. W końcu mówi, że chce pojechać po rybki do oczka. Powiedziałam jemu, że nie musi, bo skoro dla niego priorytetem jest opinia byle jakiej klientki, to ja dziękuję, łaski nie potrzebuję. Oczywiście, zaraz zważniał. Całkiem przestaliśmy ze sobą rozmawiać.
Na działce dziś nie byłam, bo nie miałam czasu. Praca społeczna. Wieczorem dowiedziałam się od Ani, że kupili 8 rybek (japońce) i wpuścili do oczka. Dwie padły od razu.
Brak komentarzy
sobota, 31 marca 2018
Licznik odwiedzin: 68 906
« marzec » | ||||||
pn | wt | śr | cz | pt | sb | nd |
---|---|---|---|---|---|---|
01 | 02 | 03 | 04 | |||
05 | 06 | 07 | 08 | 09 | 10 | 11 |
12 | 13 | 14 | 15 | 16 | 17 | 18 |
19 | 20 | 21 | 22 | 23 | 24 | 25 |
26 | 27 | 28 | 29 | 30 | 31 |
------Koperkowo--------- świat zamknięty w czterech --------arach ---------------- a zachwytu co niemiara
Wpisz szukaną frazę i kliknij Szukaj:
Wpisz swój adres e-mail aby otrzymywać info o nowym wpisie: