Święta Bożego Narodzenia z puszystym miękkim śniegiem, z sankami czy łyżwami dobrze pamiętają już chyba tylko pocztówki. U nas w Radomiu dzisiaj od rana pada deszcz. Na dworze jest szaro i ciemno - 3 stopnie na plusie.
Z wczorajszej wigilijnej wizyty u podopiecznych w moim Koperkowie kilka zdjęć.
Na targu "Na Śląskiej" można kupić gotową mieszankę dla dzikich ptaków. Ja dokupuję jeszcze słonecznik.
Podczas poprzedniej wizyty zrobiłam kilka przerębli w oczku. Na tygodniu było trochę lodu - i do zdjęcia powstała taka kamienna kompozycja.
Wczorajszy wigilijny dzień nie zapowiadał, że dzisiaj będzie padać deszcz. Było nawet dość słonecznie i mroźno.
W gaiku zielono, a czarna malina ma wyjątkowo różowe gałązki.
Niedługo będzie wiosna. Świat zazieleni się i zakwitnie. Rozkręci się kolejny "koperkowy" rok, a minione "koperkowe" lata opisane na tym blogu pozostaną już tylko w archiwum. Będą w zakładce "W Koperkowie - blog" na mojej stronie internetowej - "Strona domowa Walentyny Pawelec"
Z okazji zbliżającego się Nowego Roku życzę Ci, drogi Czytelniku, dużo zdrowia, szczęścia oraz pomyślności. Życzę Tobie, Twojej Rodzinie i Twoim Przyjaciołom, aby 2017 rok sprawił Wam wiele radości i był drogą do osiągnięcia osobistego i wspólnego sukcesu. Z całego serca życzę wszystkiego co najlepsze, żeby każdy dzień był dniem pełnym uśmiechów i spełnionych marzeń.
Od Nowego Roku 2017 już zapraszam na nowego bloga
Zimowo.
Na alejkach tylko ślady psów, kotów i ptaków, gdy dziś rano wchodziłam do ogrodu.
Na oczku już lód, a pod lodem ... czerwone rybki.
Trochę mżyło, trochę padało - ale nie mogłam sobie odmówić Koperkowa. Termometr wskazywał 8 stopni. Nie bardzo było co robić, więc zajęłam się jukami. Jedną przeniosłam nad oczko, dwie na razie zmniejszyłam, a jedną wyniosłam na kompost.
A stokrotki ciągle kwitną...
Bardzo lubię stokrotki. Kwitną cały rok, nawet zimą pod śniegiem. Gdy patrzę na nie, na ich kwiaty, to jakbym z nich czytała, że życie jest piękne o każdej porze roku. Dlatego mam ich dużo w swoim ogrodzie.
Minęło 10 lat mojego internetowania. Czas więc i pora na zmiany.
Pierwsza zmiana to komputer. Od wczoraj mam nowy. Wymianą komputera i przeniesieniem danych zajął się Maciek - mój zięć.
W drugiej kolejności muszę "ścieśnić" blogowanie. Dotychczas prowadzę cztery blogi, a chcę skupić się na jednym. Będzie to nowy blog. Jeśli się uda, chcę go rozpocząć w Nowy Rok.
Tymczasem w moim ukochanym Koperkowie piękna jesień. Nawet mi się udało uchwycić piękną tęczę nad moim domkiem.
Wszystkie podstawowe prace polowe zostały już wykonane. Pole skopane z nawozem razem.
Doszły nowe drzewka (karłowe wiśnie i śliwy) i krzewy (porzeczka czarna i biała i maliny Polka i Laszka, także Poranna Rosa). Prawie całkowicie usunęłam irysy. Zajmowały miejsce, a pożytku z ich nie miałam. Jeszcze tylko posprzątać zbędne liście, częścią już ogaciłam nasadzenia.
W oczku też trochę zmian. Młody narybek już się schował. Pływają jeszcze stare rybki. Woda już zrobiła się całkowicie przezroczysta i ładnie prezentują się czerwone rybki. Czy przetrwają zimę?
To ostatnia róża z mojego ogrodu.
A to nowa nawierzchnia na drodze do naszego ogrodu.
A to "kwiatek" w sąsiedztwie naszego ogrodu. Pisała o nim prasa. Ktoś wyrzucił ścinki skórzane. Dotychczas Straży Miejskiej nie udało się znaleźć winowajcy. Już śmierdzą, a co będzie latem?
Mamy nowego prezesa naszego ROD-u. W przyszłym roku weźmiemy udział w krajowym konkursie na najładniejszy ogród. W tym roku w konkursie okręgowym zajęliśmy I miejsce. Dużo pracy jest przed nami, ale może uda się nam zaznaczyć Radom na mapie polskich ogrodów działkowych.
W moim pietruszkowym Koperkowie już jesień. Na polu zostały tylko warzywa korzenne, które według znawców powinny być wykopane po 15 października. Co prawda już wiele nie urosną, ale nabiorą słodszego smaku. Czyli za 3 tygodnie będą u mnie ostatnie wykopki. Już wykopałam topinambur (dwa wiaderka). Także zerwałam ostanie fasolki szparagowe tyczne (przy okazji zmieniłam miejsce dla fasolnika).
Na polu jeszcze pięknie się zieleni koper (samosiejka). Jeśli nie zmarznie, a trochę jeszcze podrośnie, znów poczęstuję nim moje przyjaciółki.
W sadzie jeszcze na jednej jabłonce jabłka dojrzewają, a w maliniaku maliny. W maliniaku też wprowadzam trochę zmian, gdyż część malin okazała się zwykłymi "dzikusami" (nie owocowały) i je już usunęłam. Teraz zastanawiam się jakie dokupić nowe i z jakiej szkółki. Pewnie zaufam Internetowi i coś tam wymyślę. Małżonek już przygotował do maliniaka specjalne rusztowanie, ale będę je montowała już na wiosnę.
Aronia w tym roku także nie żałowała owoców.
Róża czerwona przy wejściu w tym sezonie bardzo spóźniona. Ale stara się pokazać z jak najlepszej strony.
Inne róże już trzeci raz zakwitły.
Jesienne słoneczka, czyli aksamitki w pełnej krasie. Oby jak najdłużej. Są mało odporne na przymrozki.
Jesiennie jest także w moim stawiku. Funkie dawno przekwitły, ale liście dobrze się trzymają. Paprociom jakoś nie wiedzieć czemu wcześnie żołkną liście.
Rezydentka gdzieś się okociła. Wyczuła porę, kiedy przyjeżdżamy i dopomina się o lepsze jedzenie niż dotychczasowy suchy pokarm. Z racji nowych obowiązków mam dla niej w zapasie puszeczkę. Zjada sama za jednym posiedzeniem całą (40 dkg). Zdarzyło się któregoś dnia, że jej nie było, więc puszeczki nie otwierałam. Zanim wyszliśmy rozłożyłam tylko suchy pokarm (na wszelki wypadek).
Pozamykałam wszystkie kłódki, wszystkie zamki. Byliśmy już za furtką, gdy nagle z daleka zauważyliśmy naszą rezydentkę, jak biegła co sił w nogach, żeby jeszcze zdążyć nam się pokazać. Zanim ja zdecydowałam się, żeby wrócić, zanim doszłam do furtki ona już biegła przede mną i błagalnym wzrokiem patrzyła na mnie, czy idę. Wyobrażam sobie, jaka była szczęśliwa, że wróciłam...
Rybki (japońce), gdy kupowałam były szare. Teraz mam 3 czerwone, jednego białego, dwa szare. Ciekawe jakie będą ich dzieci, gdy dorosną, bo na dzień dzisiejszy wszystkie są szare. Może to takie "brzydkie kaczątka"?
Udało się!! Wędzareczka spisała się bardzo dobrze. W minioną sobotę było pierwsze rodzinne wędzenie. Ale po kolei...
Po wymurowaniu paleniska kilka razy przepalałam palenisko. Przy okazji sprawdzałam szczelność muru. Nie obyło się bez poprawek w okolicach fajerek. Jak pamiętam z dzieciństwa to mama także od czasu do czasu uszczelniała fajerki, ale gliną. U mnie glina raczej nie zda egzaminu, chyba że wymyślę jakieś przykrycie na fajerki. Fajerki są super. Niby miał to być gadżecik do wędzarni, ale okazał się przydatny. Tak samo zachwycona jestem wieszakiem na ręcznik, który przymocowany został do wędzarki. Mogę powiedzieć, że moja kuchnia polowa jest superaśna.
A teraz trochę o mojej kiełbasce. Za pracę wzięłam się w minioną środę w godzinach południowych. Przygotowałam 6 kg mięsa: 1kg boczku, 1kg wołowinki i 4 kg łopatki wieprzowej. Łopatkę podzieliłam na 2 gatunki. Ładniejszą łopatę zmieliłam sitkiem "10", a pozostałą sitkiem "5". Tym samym sitkiem zmieliłam boczek. Wołowinkę zmieliłam sitkiem "3". Wszystko razem zmieszałam dodając zalewy zrobionej z pół łyżeczki saletry, 1 litra wody i 15 dkg soli. Całość włożyłam do lodówki na 2 doby, czyli na czwartek i piątek. W piątek wieczorem mięso wyrabiałam , aż (jak podpowiadali znawcy) mięso przykleiło się do ręki i nie odpadało przez pół minuty, zeszło mi prawie pół godziny. Po tym wyrabianiu podzieliłam mięso na dwie części (na dwa smaki). Pierwszy smak (przeze mnie już sprawdzony) - 1czubata łyżka pieprzu ziołowego i 1duża główka czosnku przeciśniętego przez wyciskacz ... i ... drugi smak - 1 czubata łyżka majeranku, 1 czubata łyżka pieprzu czarnego mielonego i 1 łyżka białej gorczycy. Jeszcze raz dobrze wymieszałam nadzienia i zabrałam się za napełnianie jelit. Wcześniej opłukałam jelita w 2 łyżkach octu i 1/2 litra wody. Po napełnieniu jelit osuszałam je w piekarniku elektrycznym z termowentylatorem w temp. "40" przez 1/2 godziny. Jak kiełbaski wystygły wstawiłam je do lodówki na noc.
Rano wędzenie. Przez prawie 5 godzin w temperaturze 40/60 wędziłam. Na koniec podniosłam temperaturę do 90 stopni na pół godziny i przypiekłam nieco kiełbaski.
Wszystko było fajnie, ale nie odchodziła skórka od kiełbasek. No i powstał problem, w rozwiązaniu którego pomogły wskazówki z Internetu. Włożyłam na noc do lodówki przestudzone kiełbaski w foliowych szczelnych torebeczkach. Rano sprawdziłam - skórka łatwo odeszła od kiełbaski.
Udało się!!
Zostało mi umalować farbą fasadową. Już ją kupiłam.
O jeżu, który przychodzi na dożywianie i o kotce już pisałam. W minioną niedzielę kotka przyprowadziła kociaka. Zupełnie do niej niepodobny - może nie jej dziecko. Przyprowadziła go na moich oczach. Podprowadziła go w pobliże miski i odeszła. Kociak dalej musiał sobie radzić sam. Najadł się, wlazł na deski sąsiadów i czekał, aż przyjdzie ONA. Przyszła. Pokazała się jemu (mnie także) i oboje zniknęli mi z oczu. Matka, czy opiekunka?
Do naszego ogrodu podrzucane są koty i psy. Bywa, że psy napadają na koty. Zdarza się, że zostają małe kocięta. Działkowicze pomagają tym sierotom, ale zdarza się że i same koty umieją sobie pomagać. Choćby dla przykładu ten kociak. Myślę, że gdyby to było jej dziecko - w zębach by je przynosiła już dawno.
Wędzareczka jeszcze nie pracowała. Cug jest. Fajerki są super.Od czasu do czasu delikatnie ją przepalam. Gotuję sobie wtedy na nich wodę na herbatę.
Wodopój już zrobiony. Jako podstawa - pień z wyciętej wiśni, blat ze starych parapetów okiennych.
Wymieniony jest także karmnik dla ptaków nad oczkiem.
Kupiony był w E.Leclerku z przeceny, bo był nieco uszkodzony, ale mój małżonek doprowadził go do stanu użyteczności.
Z nowych inwestycji doszła także pergola przy kompostowniku (widoczna na zdjęciu z kociakiem). Wczoraj rozciągnęłam już na niej winobluszcz. Myślę, że ładnie zasłoni kompostowniki. Teraz przygotowujemy następną pergolkę, ale już na sznurkach, będzie na groszek pachnący i będzie stała przed wanną. Jak tylko będzie ładna pogoda to ją zmontujemy. To wszystko to oczywiście praca mojego małżonka. Ja to tylko podrzucam mu pomysły i służę za pomocnika. W sumie razem - dowartościowaliśmy się.
W tym roku dziewięćsił bezłodygowy zakwitł. Wyhodowałam go z nasion, które dostałam od Hani. Przypomina mi on mój pobyt w sanatorium ponad 30 lat temu, kiedy to dwaj koledzy biolodzy, którzy spotkali się w tymże sanatorium po 25 latach od czasu ukończenia studiów, prześcigali się w opisywaniu nam przyrody podczas naszych wspólnych poobiednich wycieczek. W szczególności zapamiętałam właśnie tę roślinę.
Pięknie owocuje mój jagodnik. Porzeczki już zebrane, także agrest i czarna malina. Teraz zbieram czarną jeżynę.
W kolejce maliny Polany i aronia. Borówki amerykańskie i jagody kamczackie jeszcze nie owocowały w tym roku. Będą gruszki i jabłka. Papierówki pokrajane w plasterki suszą się na strychu. Suszą się także zioła. Będzie czary - mary.
Obecnie mamy wysyp ogórków. Zaczynają dojrzewać pomidory. Jest co robić. Szykujemy się na tygodniowy urlop od najbliższej soboty. W planie nadrobienie wszelkich zaległości i wyjazd 15 sierpnia nad Bug do Kodnia na odpust.
O tym, jakie wymagania musi spełnić palenisko do wędzarki, czytałam w Internecie, oglądałam różne zdjęcia. Ja chciałam palenisko z fajerkami (poprzednie też miało 2 fajerki). Po wielu godzinach dyskusji z małżonkiem uzgodniliśmy plan budowy. Małżonek kupił niezbędne materiały i zabraliśmy się sami za murowanie (nasi znajomi murarze nie mieli czasu, a nam trochę się spieszyło). Ponieważ nigdy sami nie murowaliśmy - łatwo nie było. Na budowę jeździliśmy codziennie po pracy. Murowaliśmy po kilka cegieł dziennie. Oczywiście poprawialiśmy robotę wiele razy, ale jest tak jak zaplanowaliśmy.
Jest palenisko z popielnikiem. Są drzwiczki do paleniska, które przez dziesiątki lat czekały w piwnicy moich teściów na zagospodarowanie, będą fajerki.
Kanał paleniska połączony jest z wędzarką rurą stalową. Dym będzie miał cztery zakręty. Myślę, że te zakręty wyhamują płomienie z paleniska i ogień do wędzarki nie dostanie się.
Do wykonania jest jeszcze strop paleniska. Będzie nim płyta betonowa chodnikowa (już jest docięta), fajerki i te dwie uzupełniające cegły. Już widać efekt naszej pracy.
Jak przyjedzie Ania wymyślimy wodopój - bocianek już czeka. Zostanie "otynkowanie" posklejanego grilla atlasem i malowanie. Myślę, że w sierpniu kuchnia polowa będzie gotowa.
A ja myślałam, że tylko koty przychodzą na moją stołówkę. Tymczasem dopisał się do niej także jeż.
W jagodniku zadomowił się bąk. W ostatniej chwili podczas plewienia zobaczyłam, jak wychodzi ze swojego domku.
Trwają prace nad kuchnią polową. Wędzareczka już stoi na swoim miejscu, także posklejany grill. W następnej kolejności palenisko z fajerkami, potem blat na wiaderko przy bocianku, który będzie przymocowany do pnia, no i na koniec malowanie.
Kończy owocowanie czarna malina.
W najbliższych dniach trzeba zebrać bób.
Ogórki ze szklarenki zbieram od tygodnia, ale w gruncie jeszcze nie urosły. Może przez koper - miał być dla ogórków rusztowaniem. Ziemniaczki już podskubuję krzaczkom, marchewka, buraczki - już swoje. Tylko nie będę miała w tym roku pietruszki. Bardzo późno wysiałam - ledwo ją widać.
sobota, 31 marca 2018
Licznik odwiedzin: 68 885
« marzec » | ||||||
pn | wt | śr | cz | pt | sb | nd |
---|---|---|---|---|---|---|
01 | 02 | 03 | 04 | |||
05 | 06 | 07 | 08 | 09 | 10 | 11 |
12 | 13 | 14 | 15 | 16 | 17 | 18 |
19 | 20 | 21 | 22 | 23 | 24 | 25 |
26 | 27 | 28 | 29 | 30 | 31 |
------Koperkowo--------- świat zamknięty w czterech --------arach ---------------- a zachwytu co niemiara
Wpisz szukaną frazę i kliknij Szukaj:
Wpisz swój adres e-mail aby otrzymywać info o nowym wpisie: