Kopię. Cięęęężko idzie, powoli, bo sama pracuję. Ale idzie.
Rano jak tylko przyszłam i stanęłam nad wykopem, miałam wątpliwość, czy ja na pewno w dobrym miejscu zlokalizowałam swoją piwniczkę. Może lepsze miejsce dla niej byłoby między oczkiem a schowkiem. Wejście można by było zrobić w schowku. Poszukałam także innych lokalizacji, aż w końcu stwierdziłam, że jednak pierwsza myśl jest najlepsza i zabrałam się do pracy.
Dziś była piękna pogoda. Późne lato, można się opalać. A ja - w wykopie. Przeliczyłam, że wykop będzie miał ok. 6 m3. Humus odłożyłam w zagajniku, część piasku pod ławką w altance, gdzie winorośl, potem myślę go przykryć tym humusem i zasiać trawę.
Pani Krysia znów z nosem przy siatce. Zauważyła, że coś się u mnie dzieje w szklarence. Myślała, że wymieniam ziemię. Mówię, że kopię piwniczkę. Coś się jej nie widziało, bo nie skomentowała, ale chciała mnie wciągnąć do rozmowy o niczym. Powiedziałam, że nie mam czasu dziś, muszę pracować. I poszła od siatki. Ale nie na długo, bo miała pytanie, czy jakiś pies nie chodził po mojej działce, bo u niej zdeptał łubin, który zasiała po pomidorach. Odpowiedziałam, że nie, nie znalazłam psich śladów i poszłam dalej do pracy. Do wieczora dała już mi spokój.
Dziś spięłam się z małżonkiem. Przyjechał przed wieczorem niby mi pomóc, odgalantowany. Już na wstępie mi się naraził, bo cynicznym głosem skomentował - "to tu rozsypujesz?". Niby gdzie mam rozsypywać, wynosić na zewnątrz na pole? Gdyby pole było na rzut beretem, to może i bym wynosiła. A poza tym taki ładny piasek, może się jeszcze przyda. Do zasypania piwniczki też trzeba będzie trochę piasku. Wysypuję więc, gdzie uważam: przy oczku (podnoszę poziom - nie będzie tak wygórowane, a trawa szybko piasek zarośnie, bo to trawa), robię wał przy oczku od strony ulicy (nie będzie tak widoczne), robię różne skarpy, skarpiki i także wysypuję na pole. Gdzieś przecież ten piasek trzeba podziać. Nie odezwałam się, ale krew do głowy mi już uderzyła. Ja tu jestem już tak zmęczona, a on będzie mi tu się wymądrzał. Po dłuższej chwili usłyszałam - "może i dobrze". Chwycił się za wystawione wiaderka i luuu nimi, jak wodą. Nawet nie zapytał gdzie wysypać. Zwróciłam mu na to uwagę, i powiedziałam, że ja za każdym wiaderkiem muszę się zastanowić, co mam z tym piaskiem zrobić, w które miejsce na polu wysypać, żeby nie zapiaszczyć pola, a on tak bez zastanowienia wysypał, przecież to nie woda. Gdyby chciał mi pomóc, przebrałby się i uzgodnilibyśmy front robót dla każdego z nas. On mógłby pracować w wykopie, a ja na zewnątrz. Ale małżonek nawet nie myślał o zmianie ubrania. Nazwał mnie "dziką" i tyle miałam z jego pomocy. Zabrał się kolejny raz za stolik, pokręcił się też przy ławce. A ja jak na galerach: do wykopu i z wykopu, do wykopu i z wykopu...w kółko, rytmicznie. Do późnego wieczora.
Brak komentarzy
sobota, 31 marca 2018
Licznik odwiedzin: 68 906
« marzec » | ||||||
pn | wt | śr | cz | pt | sb | nd |
---|---|---|---|---|---|---|
01 | 02 | 03 | 04 | |||
05 | 06 | 07 | 08 | 09 | 10 | 11 |
12 | 13 | 14 | 15 | 16 | 17 | 18 |
19 | 20 | 21 | 22 | 23 | 24 | 25 |
26 | 27 | 28 | 29 | 30 | 31 |
------Koperkowo--------- świat zamknięty w czterech --------arach ---------------- a zachwytu co niemiara
Wpisz szukaną frazę i kliknij Szukaj:
Wpisz swój adres e-mail aby otrzymywać info o nowym wpisie: