Cieszę się, bo domeczek już stoi. Klucz do drzwi wejściowych dostałam w dniu moich 61. urodzin (28 kwietnia - sobota). Był już także podłączony prąd. Nie wszystko jest jeszcze skończone. Zostały do wykonania tynki wewnętrzne i zewnętrzne oraz posadzki. Malowanie ścian wewnętrznych i elewacji obiecał wykonać małżonek. Ja tylko kupię farbę. Powinno mi wystarczyć gotówki. Liczę, że jeszcze wydam ze 3 tys. zł. Do tej pory wydałam na swój domeczek ok. 17 tys.
Niestety, po fachowcach są także poprawki. Na szczęście małżonek ma smykałkę i potafi poprawić. Ktoś by powiedział, że niechby sam fachowiec poprawiał. Niestety, czasem jest tak, że brakuje słów i trzeba samemu poprawić. Pytałam majstra od tynkowania, jakiej grubości będzie kładł tynk zewnętrzny. Powiedział 1,5 do 2 cm. Czyli typowo. Przychodzę na budowę w sobotę (ostatni dzień ich pracy), patrzę - drzwi wejściowe już obsadzone. Mówię do fachowca, co powiedział tynkarz, a on mi na to, że obsadził na 1,8 cm. Nie sprawdzałam. Powiedział, że tyle - czyli w porządku. Tymczasem przychodzi mój małżonek, a że oko ma precezyjne, jako mechanik precyzyjny z zawodu, od razu zauważył, że coś nie tak z tą szczeliną w drzwiach. Mierzy - 2,5 cm. Oczywiście, że się zdenerwował, także na mnie, że nie zmierzyłam i nie kazałam poprawiać, jak majsterek jeszcze był na budowie. Powiedziałam, żeby sprawę zostawił do decyzji tynkarza, ale on nie wytrzymał i sam je poprawił.
Podobnie było ze składanymi schodkami na stryszek. Właśnie dopasowywał długość schodów, to znaczy obcinał je z długości. Gdybym przyszła nie w porę, pewnie w końcu byłyby za krótkie. Ciął je prosto, zamiast ukośnie, żeby były na styk z podłogą. W chwili jak weszłam przymierzał się do kolejnego obcięcia, a wystarczyło tylko odciąć ukos i schodki ładnie się ułożyły. Pytam go, czemu tak ciął, a on na to, że były obcięte prosto, więc i on ciął je prosto. Żadnej wyobraźni. Nie powiem, ciarki przeszły mi przez plecy, bo przecież mógł zepsuć całe schody.
Oczywiście, błędy na budowie mogą się zdarzyć. Przyjrzałam się krokwiom, każdej z osobna. Jedna była na łączeniu wycięta nie z tej strony. Dobrze, że nie wszystkie i że krokwie nie są za cienkie. Poprosiałm małżonka, żeby mi ten "brak" uzupełnił, bo jak będę urzędować na stryszku i będę widziała tę zepsutą krokiew, to będę się wkurzać.
Minionej nocy, z piątku na sobotę, spałam na stryszku.
Wcześniej małżonek przywiózł mi materac z Cerekwi, zwieźliśmy z magazynu sklepowego wszystkie działkowe graty. Wstępnie umeblowałam stryszek. Z domu przywiozłam czystą pościel, lampkę nocną. książkę do czytania ("Marzenia i tajemnice" - Danuty Wałęsowej), którą dostała od Dorotki na urodziny, zrobiłam sobie także bukiet z bzów. Było cudownie, choć długo nie mogłam usnąć. Chyba radość moja z mojego dzieła była tak wielka, że nawet większa od zmęczenia i potrzeby snu. Dochodziła północ, coś stuknęło o dach. Może ptak? Czy może jakaś mysz, albo szczur? W ciągu nocy jeszcze kilka razy to się powtórzyło, także w ciągu dnia. Chyba to jednak ptaki. Po północy szli jacyś rozbawieni ludzie. Nie wiem czy uliczką ogrodową, czy zewnętrzną. Nie podnosiłam się, żeby ich zobaczyć, choć była widna noc. Poszli sobie - nie bałam się ich.
Rano ( czyli w sobotę) o piątej byłam już wyspana. Spanie było krótkie, ale widać wydajne. Przez całą sobotę walczyłam z chwastami. Dobrze się wyrywały, bo było po deszczu. W ramach odpoczynku od chwastów szorowałam garnki piaskiem i czytałam Wałęsową. Dobrze mi się ją czyta. Może dlatego, że mam dla niej ogromny szacunek. Ona, jak i ja, żyjemy marzeniami, które ciężką pracą okraszamy. W tych marzeniach najważniejsze są dla nas nasze dzieci. Różne są wyniki naszej pracy, ale wiele z nich w różnym stopniu udało się nam zrealizować. Szkoda, że nasi małżonkowie, nie zawsze dla naszej ciężkiej pracy, mają szacunek i uznanie, nie mówiąc o państwie. Mam tu na myśli świadczenia dla kobiet, które poświęciły własną karierę na rzecz rodziny. Dziś wielkie larum podnosi rząd, że nie ma dzieci, że zagrożone są emerytury. Kościół także alarmuje. Jeśli jest ktoś temu winien, to tylko mężczyźni, bo to oni w wiekszości stanowią rządy państwowe i kościelne od pokoleń. Większość z nich "ucieka" od obowiązków domowych: a to w pracę zawodową, a to w politykę, albo w pracę społeczną. A żony-matki? Wiadomo - muszą. Jak długo muszą musieć? Rząd myśli, że jakimś becikowym załatwi sprawę. Dziecko, to nie tylko becik, wyprawka do przedszkola, czy do szkoły. Dziecko to trud wychowania, to wiele problemów. Więcej dzieci - stokroć więcej problemów.
Moja Mama, jak pytałam jak to jest, gdy ma się bliźniaki - to mówiła, że bliźniaki to nie to co dwoje dzieci. Jak ty zapłakałaś - mówiła - to zaraz Irenka za tobą, to ty za nią, ona znowu za tobą, a ty za nią. I tak w kółko. Aż wpadłam na pomysł, żeby natychmiast przenosić jedną do drugiego pokoju, żebyście się nie widziały. Ale za to doszło bieganie z pokoju do pokoju. Tak źle i tak niedobrze. Nie raz można byłoby zwariować. Bardzo ciężko chować bliźniaki, jak nie ma kogoś do pomocy.
A Wałęsowa urodziła ośmioro dzieci, w tym bliźniaki.
Ile jest takich "Danut", których mężowie "pouciekali" z domów.
Teraz za przykładem mężczyzn kobiety zaczęły "uciekać" z domów i trudno im się dziwić.
A emerytury, a kasa na Kościół? A niech się martwią większościowo-męski rząd i Kościół.
"Żółta rasa", która zaczyna wchodzić na rynek pracy w Polsce i w Europie, niestety, nie zapewni nam emerytur, ani naszemu Kościołowi tacy.
Obym się myliła.
Dziś niedziela. Do południa pracowałam nad swoją stroną internetową. Powstało wiele zaległości: promocja "Baśni o białej damie" w PSP w Kowali, międzyszkolny konkurs "Szeleszczące wierszyki", w którym byłam jurorką, także zdjęcia z Walnego Zebrania Działkowców.
Po południu byłam z małżonkiem poproszona na imieninowy, stanisławowy, obiad. Jak zwykle u Marty - dużo smakowitości. A że ja uwielbiam jeść, to te półtora kilko, które zrzuciłam z siebie poprzez ciężką harówkę na działce, poszło się paść. Szkoda ... ubrań. Dopiero co odzyskałam niektóre z nich.
Jak wiele radości przynieść może mały biały domek.I działeczka śliczna, widać pracowitą rękę Walentyny. Nie tylko pracowitą rączkę ale i serce dla tych wszystkich drzewek, krzaczków i kwiatków.Mała działka, a i tak wymaga wiele pracy i choćby odrobinę miłości. Bo jak się nie kocha "grzebania" w ziemni to nic się nie udaje. A u ciebie wszystko rośnie, jak przysłowiowe grzyby po deszczu. Wiem, co znaczy praca na działce, bo sama posiadam małe 5000m. U mnie też jest ładnie.Pozdrawiam serdecznie, Majka
autor majkas2
blog: majkas2.blog.interia.pl
sobota, 31 marca 2018
Licznik odwiedzin: 68 887
« marzec » | ||||||
pn | wt | śr | cz | pt | sb | nd |
---|---|---|---|---|---|---|
01 | 02 | 03 | 04 | |||
05 | 06 | 07 | 08 | 09 | 10 | 11 |
12 | 13 | 14 | 15 | 16 | 17 | 18 |
19 | 20 | 21 | 22 | 23 | 24 | 25 |
26 | 27 | 28 | 29 | 30 | 31 |
------Koperkowo--------- świat zamknięty w czterech --------arach ---------------- a zachwytu co niemiara
Wpisz szukaną frazę i kliknij Szukaj:
Wpisz swój adres e-mail aby otrzymywać info o nowym wpisie: