PUSIA I PSY
Wczorajszy dzień w biogramie Pusi i dla Koperkowa wyjątkowy. Zaczął się jakby już w niedzielę wieczorem. Zadzwoniła właścicielka Pusi, że prawdopodobnie od sierpnia Pusia będzie miała nowych opiekunów. Dom na wsi z dużym ogrodem, z budynkami gospodarczymi. Prawdziwa wolność i wielka przestrzeń. Wymarzone miejsce dla Pusi. Temat na cały wieczór przy kolacji. Pusia w tym czasie cały czas nie opuszczała miejscówki na wersalce, którą sobie upatrzyła na popołudnie i na wieczór. Trochę nawet to nas dziwiło, bo mijały godziny wieczornego obchodu działeczki, a Pusia nie raczyła nawet nosa z domku wychylić. Co ją tak przygwoździło do tej akurat miejscówki? Ale to jeszcze niewiele. Pusia przespała całą noc. Ani na minutę nie zeszła z wersalki. Zwykle nad ranem, między trzecią a czwartą, budziła mnie, że chce wyjść na dwór. Wstawałam, wypuszczałam ją, zostawiałam dla niej otwarte okieneczko lub lekko uchylone drzwi. Wczorajszego ranka obudziłam się pierwsza. Była piąta. Pusia jakby czekała kiedy ja wstanę. Cichutko podniosła się i podeszła pod drzwi, żeby ją wypuścić. Wstałam więc i ja do pracy, a czekało na mnie łuskanie groszku. Zrobiłam dla Pusi śniadanie, sobie poranną kawę, zorganizowałam miejsce pracy i zabrałam się za to łuskanie. Pusia trochę pochodziła po ogrodzie, trochę mi poasystowała i dwie godziny nudnej pracy minęły, a grochu jeszcze drugie tyle zostało co wyłuskałam. Nie powiem, ale zmęczyłam się tym dwugodzinnym siedzeniem na taborecie. Położyłam się odpocząć. Pusia też położyła się „odpocząć”. Musiałam być bardzo zmęczona tą pracą, bo spałam prawie dwie godziny. Pusia siedziała na chodniczku przed wersalką jak pies i czekała kiedy się obudzę. I znowu groch i kolejne dwie nudne godziny. Pusia siedziała nad miską i sprawdzała, jak przybywa grochu – strączek po strączku, ziarnko po ziarnku. Aż zakończyłam pracę i trzeba było coś z tym obranych grochem zrobić. Pomyślałam sobie, że zawiozę rowerem do domu do zamrożenia (niedaleko – 15 minut). Pusia nie chciała wejść do transportera i jechać ze mną, nie chciała też wejść do domku – co ją się uprosiłam. Pomyślałam więc, że może niech zostanie sama w ogrodzie. Umościłam dla niej legowisko na werandzie, wyniosłam miseczki z jedzeniem i piciem – gdybym miała wrócić nieco później. Może nic złego nie stanie się. Nikt jej nie ukradnie i żaden pies jej nie dorwie, choć biały pies jest na koty cięty i już dwukrotnie pokazał Pusi co potrafi. Pisałam o tym wcześniej. Niektórzy działkowcy to nawet widzieli jak potrafił w locie złapać kota i na strzępy rozszarpać. Odkąd są te psy prawie nie ma kotów. Za to jest coraz więcej nornic i kretów. Z kolei jak było dużo kotów, to mało było ptaków. Tak źle i tak niedobrze. Ale wracając do wczorajszego dnia – jednak postanowiłam zaryzykować i zostawić Pusię samą na pastwę losu. Niech sobie radzi i pojechałam. Dwie godziny mnie nie było. Wróciłam, Pusia w furtce mnie przywitała, zaraz po ogrodzie pooprowadzała – wszystko w porządku. Na popołudnie zaplanowałam sobie przeorganizować opaskę wzdłuż siatki od ulicy. Wyrwać wszystkie rumianki i astry, zastawić tylko krzewinki chińskiej róży ogrodowej. W wolne miejsca może posadzę czarną malinę. Chwastów było więc sporo do wynoszenia. Pusia asystowała mi od strony ogrodu, a ja pracowałam od ulicy. Łańcuch od furtki zdejmij – łańcuch załóż. Zdejmij / załóż. I tak za każdym razem, żeby Pusi nie przyszło do głowy wyjść na zewnątrz ogrodu. Ale Pusia cały czas przy siatce z drugiej strony, więc pomyślałam, że nie będę tak z tym łańcuchem ciągle zdejmij/załóż, tylko przemknę. I tak zrobiłam. Tymczasem Pusia jakby przeczytała w moich myślach. Ja patrzę a ona jest przy mnie. Pusia wracaj… Pusia idź do domu, bo tutaj chodzą psy… Ale gdzie tam. Pusia musiała zaraz wszystko obwąchać: każdą trawkę, każdą kępkę, każdy krzew na ulicy, siatkę po drugiej stronie naszej posesji, fundament. A ja pracowałam i nosiłam chwasty do kompostownika. Ale za którymś razem Pusi nie widzę. Chodzę po ulicy, szukam, wołam. Nie ma. A tu Pusia wychodzi z żywopłotu z ligustra sąsiadów. Odetchnęłam. Znów do pracy, znów z chwastami do kompostownika i nagle słyszę ujadanie psów jakby w sąsiedniej alejce, może dalej. Pomyślałam, że może Pusia gdzieś się szwęda po obcych działkach, psy ją zoczyły i teraz ujadają. Zostawiłam wiaderko z chwastami i idę zobaczyć co to się dzieje. Z sąsiedniej alejki ucieka pies najmniejszy – jakby się czegoś przestraszył. Dochodzę do tej alejki i widzę na własne oczy jak Pusia siedzi przy siatce, a trzy psy wyszczekują na nią. Jakieś 50-60 metrów. Biegnę do niej, krzyczę na psy, żeby sobie poszły, klaszczę, a one wyją i ją obszczekują prawie jej pod nosem. Mnie jakby nie słyszały. Jeszcze kilkanaście kroków. Słyszę jak Pusia na nich warczy - gotowa do walki na śmierć i życie. W końcu psy mnie zobaczyły. Odstąpiły od Pusi, ja ją szybko złapałam na ręce. Nie protestowała, choć nadal jeszcze po cichutku warczała, trzęsła się, sapała, a serce jej biło tak mocno, jakby za chwilę miało pęknąć. Niosę ją do domu, patrzę a tu idzie małżonek ulicą i już dochodzi do naszej alejki. Co się stało? – pyta. Opowiedziałam…
Zaniosłam Pusię do domku. Uciekła pod stół, ale za kilka minut położyła się na aktualnej miejscówce. Tak spała/leżała nieprzerwanie cały wieczór i całą noc. Czuwałam nad nią. Od czasu do czasu wzdychała. Obudziłam ją rano o szóstej, zrobiłam jej śniadanie. Pusia pokręciła się i znów poszła do legowiska. I tak cały dzisiejszy dzień prawie przeleżała/przespała. Mnie nie odstępowała ani na krok. Gdy wieczorem przyjechał małżonek, Pusia siedziała na werandzie. Widziała go, ale nie podeszła do furtki go przywitać, co zawsze czyniła.
Dziś odwiedziły nas dwa koty: dachowiec podobnego ubarwienia co Pusia – taki trochę burasek z długimi nogami i czarnuszek. Pusia widziała na własne oczy jak czarnuszek zjada jej resztki, ale nie protestowała. Widziała też na własne oczy, jak burasek przeskakuje przez furteczkę, jak cyrkowiec. „Gdybym ja tak umiała skakać” – pewnie sobie pomyślała…
Minęła godzina 22,30. Pusia już śpi na swoim legowisku. Od czasu do czasu wzdycha. Nachyliłam się nad nią, żeby posłuchać jak oddycha. Ciężko. Jeszcze musi odpoczywać, zanim wróci do siebie. Jutro przerwiemy urlop i pojedziemy do domu. Może wszystko wróci do normy…
Brak komentarzy
sobota, 31 marca 2018
Licznik odwiedzin: 68 906
« marzec » | ||||||
pn | wt | śr | cz | pt | sb | nd |
---|---|---|---|---|---|---|
01 | 02 | 03 | 04 | |||
05 | 06 | 07 | 08 | 09 | 10 | 11 |
12 | 13 | 14 | 15 | 16 | 17 | 18 |
19 | 20 | 21 | 22 | 23 | 24 | 25 |
26 | 27 | 28 | 29 | 30 | 31 |
------Koperkowo--------- świat zamknięty w czterech --------arach ---------------- a zachwytu co niemiara
Wpisz szukaną frazę i kliknij Szukaj:
Wpisz swój adres e-mail aby otrzymywać info o nowym wpisie: