Ostatni weekend sierpnia smutny. We wtorek umarła Pusi Pani. W piątek pożegnaliśmy ją w kaplicy cmentarnej. W poniedziałek urnę z Jej prochami złożymy obok urny Jej męża. Obydwoje byli naszymi Przyjaciółmi. Dlatego zadecydowaliśmy, że Pusia zostanie z nami dopokąd nie znajdziemy dla niej prawdziwego domu z ogrodem. Na ten czas musimy we trójkę (Pusia, małżonek i ja) wypracować „regulamin” współpracy. Bez „regulaminu” będzie nam trudno razem mieszkać pod jednym dachem. Pusia już wiele się nauczyła, ale dużo pracy jest jeszcze przed nią (także i przed nami). W ten smutny wtorek Pusia po raz pierwszy sama poszła na wieczorny spacer, w zasadzie uciekła z domu. Trasę naszych „spacerów na czerwonych szelkach” już zdążyła dobrze poznać. Także wszelkie niebezpieczeństwa – czyli różnej rasy pańskie i bezpańskie psy i koty oraz samochody. Oglądałam z balkonu, jak biegnie do swojego „parku” oglądając się na boki. Muszę przyznać, że ją podziwiałam. Potem zniknęła w krzakach, do których ją tak ciągnęło. Długo nie wychodziła, że postanowiłam wyjść do niej. Wzięłam ze sobą szelki. Wołam „Pusia, Pusiaa, Pusiaaa …”. Za chwilę Pusia radośnie potrząsając ogonkiem wychodzi z krzaków. Założyłam jej szelki. Nie protestowała. Razem wróciłyśmy do domu. Nie na długo. Pusi tak się spodobało, że znów chciała wyjść. Pozwoliłam. Długo nie wracała. Wróciła sama. Ktoś z lokatorów domyślił się, żeby ją wpuścić do klatki. Ależ się cieszyła, gdy mnie zobaczyła w kuchni. Wdzięczyła się, łasiła, ocierała - wielka bohaterka, bo udało się jej samej wyjść i wrócić. W następne wieczory to już nie było mowy – Pusia wybiegała na spacer sama, a wracała tylko po to, by sprawdzić, czy czasem coś dobrego nie położyłam na jej miseczce. Jak małe dziecko. A ja - spokojnie mogłam zająć się kuchnią.
Od piątkowego popołudnia jesteśmy na działeczce. Nie byłyśmy cały tydzień. Gruszki klapsy same zaczęły spadać. Natychmiast je zerwaliśmy z małżonkiem. Będzie dużo kompotów. Ogórki już się wyogórkowały. Maliny i jeżyny dojrzewają. Ładnie dojrzewają też papryki. Pierwszy raz mam paprykę w swoim ogródeczku. Uczę się jej uprawy. Myślę, że jak na pierwszy raz nie najgorzej mi wyszło. Ładnie rośnie marchewka, także pietruszka wzięła się w garść i już ma sporą natkę – tylko czy korzenie do zimy jej urosną – wątpię. Chyba nie na mojej ziemi. Pory i selery za urodziwe nie będą. W innych latach bywało lepiej. Trochę, z braku czasu, zaniedbałam podlewanie ogrodu. Sucho wszędzie. Cały tydzień nie padało. Wczorajsze próby deszczowe wiele nie pomogły. Liczę na dzisiejszy deszcz. Właśnie się zachmurzyło. Jest godz. 11°°. Ochłodziło się do 15°C. Nawet Pusia nie chce spacerować po ogrodzie. Zapewne trochę też za sprawą Czarnucha. Zaatakował ją podczas dzisiejszych nocnych spacerów dwukrotnie. Z wielkim wrzaskiem uciekała do domku na stryszek do siebie. A warczała jak motocykl. Nawet nie dała się pogłaskać na pocieszenie. Od rana jest smutna. Prawie nie wychodzi do ogródka. Apetytu też nie ma. Może źle się czuje? Zdenerwowała się tym Czarnuchem i boli ją serce? Możliwe. Teraz leży obok mnie na wersalce. Odpoczywamy przy radiowej muzyce.
Brak komentarzy
sobota, 31 marca 2018
Licznik odwiedzin: 68 906
« marzec » | ||||||
pn | wt | śr | cz | pt | sb | nd |
---|---|---|---|---|---|---|
01 | 02 | 03 | 04 | |||
05 | 06 | 07 | 08 | 09 | 10 | 11 |
12 | 13 | 14 | 15 | 16 | 17 | 18 |
19 | 20 | 21 | 22 | 23 | 24 | 25 |
26 | 27 | 28 | 29 | 30 | 31 |
------Koperkowo--------- świat zamknięty w czterech --------arach ---------------- a zachwytu co niemiara
Wpisz szukaną frazę i kliknij Szukaj:
Wpisz swój adres e-mail aby otrzymywać info o nowym wpisie: