Upalny tydzień, a ja nie mogłam urywać się z pracy. Koperkowo zarosło, ale i zakwitło. Wczoraj wieczorem (piątek) jak przyjechałam z małżonkiem to aż z zachwytu zapiałam. Róże. Białe, czerwone, fioletowe, różowe, żółte. Na wejściu pnące: pachnąca czerwona i kremowa, i jaśmin. Wprost cudo. Oczu oderwać nie mogłam. Od razu postanowiłam, że dziś wstanę z kotami, czyli o 5 godzinie nad ranem i zaraz pojadę na działeczkę walczyć z chwastami, podleję swój warzywnik, także nawozem. Ale rano trochę się zmieniło. W nocy spadł deszcz, więc odpadło ranne podlewanie. Odpuściłam sobie 2 godzinki i przyjechałam przed godziną ósmą.
Było jeszcze mokro, ale do pielenia akurat. Trochę w kapeluszu, trochę pod parasolem wytrzymałam upał do południa. Jest teraz godz. 14:20. Na mojej werandce, która już jest zielona od bluszczu, termometr pokazuje 20°C, ale pojawiają się malutkie chmurki. Nie sądzę, żeby z nich spadł deszcz, ale może nie będzie takiej spiekoty i wejdą w pomidory. Zrobiłam już ogórki. Z papryki zdjęłam agrowłókninę i także opieliłam. Chyba to nie był zły pomysł, żeby przytrzymać paprykę w tym tuneliku z agrowłókniny mimo, że było upalnie. Może dzięki temu wzmocniła się i nawet zaczyna kwitnąć. A jak będzie dalej? Czy uda mi się mieć własną paprykę z pola? Może to będzie fajne własne doświadczenie. Tak samo jak mam już pewny sposób na sadzenie pomidorów. Nauczyła mnie moja przyjaciółka, pewnie już o tym pisałam kilka lat wcześniej, bo od kilku lat mam piękne pomidory na polu. Pomidory te sadzę także w ogródku przydomowym mojego teścia. Teraz ogródek przeszedł w ręce Dorotki. Pomagam jej w nim gospodarzyć. Pomidory są tak urokliwe, że widuję podglądających. Dusza podskakuje z radości.
Jest pięknie, ale pracy też sporo. Obowiązków mi przybywa, bo już za niecałe dwa miesiące będę babcią. Powiększy się moja rodzina o Olgę. Na powitanie ode mnie dostanie wózek. Już kupiłam.
Tymczasem w moim stawiku zadomowił się zaskroniec. Jest szary, gładki, około metra długości. Wspomniałam już o nim wcześniej, ale wtedy go nie widziałam na własne oczy. Teraz zobaczyłam. Brrrrr. Obrzydliwy. Wywołuje strach. Właśnie próbował połknąć żabę na moich oczach. Nie pozwoliłam mu. Rozumiem, że obiad mu uciekł, ale żeby tak na moich oczach? No i żeby moich Eulalii, traszek i jaszczurek nie ruszał, bo wygonię go ze stawiku, chyba że wcześniej upoluje go kiciuś, który przychodzi do mnie na miseczkę. Widziałam, jak czai się na niego.
Ogromny kłopot mam z mszycami. W tym roku jest ich wyjątkowo dużo i to wszędzie. Także róże już atakuje mucha niszczycielka. Opisywałam już wcześniej, jakie spustoszenie mi zrobiła na pergoli. Dziś przed nocą trzeba będzie znów opryskać jakimiś preparatami, ale w tych tematach to liczę na pomoc małżonka.
W oczku też mam jakiegoś innego gościa. Wygląda jak miniaturka żółwika. Płynął sobie. Może to jakiś gatunek ślimaka. Może go jeszcze kiedyś zoczę.
Wszystko gdzieś ucieka, gdzieś się chowa przed tym zaskrońcem.
Zakwitły także inne wieloletnie.
Uwielbiam smolinosy. Przypominają mi dzieciństwo.
Brak komentarzy
sobota, 31 marca 2018
Licznik odwiedzin: 68 893
« marzec » | ||||||
pn | wt | śr | cz | pt | sb | nd |
---|---|---|---|---|---|---|
01 | 02 | 03 | 04 | |||
05 | 06 | 07 | 08 | 09 | 10 | 11 |
12 | 13 | 14 | 15 | 16 | 17 | 18 |
19 | 20 | 21 | 22 | 23 | 24 | 25 |
26 | 27 | 28 | 29 | 30 | 31 |
------Koperkowo--------- świat zamknięty w czterech --------arach ---------------- a zachwytu co niemiara
Wpisz szukaną frazę i kliknij Szukaj:
Wpisz swój adres e-mail aby otrzymywać info o nowym wpisie: