W sierpniu minęło 10 lat odkąd mam swoje „Pietruszkowe Koperkowo”. Przez te lata ogród mój zmienił się nie do poznania. Nie było roku, żebym czegoś nowego do Koperkowa nie wprowadziła, czegoś w nim nie poprawiła, czegoś nie zmieniła. Zdawałoby się, że już niczego innego nie wymyślę i ciekawego wejścia w nową dekadę nie będzie. A jednak…
Pomysł przyszedł wprost ze spiżarni – zabrakło soku malinowego. Dotychczasowe poletko malinowe nie było w najlepszym miejscu, ale także nie bardzo miałam gdzie je przenieść. Urodziny Oli - mojej pierwszej wnuczki – zmobilizowały mnie do intensywnego myślenia i do podjęcia bardzo trudnej decyzji. Postanowiłam wykopać wszystkie iglaczki.
Podzieliłam się moim pomysłem z rodziną. Przyznały mi rację, gdy usłyszały moją argumentację.
Po pierwsze, że do pielęgnacji żywopłotu z iglaków są potrzebne nawozy, sprzęt i odpowiednia wiedza.
Po drugie, że iglaczki powinny być już kilka lat temu uformowane. Chętnych do tej pracy nie ma, a mnie na taką pracę szkoda czasu.
Po trzecie, że potrzebna jest także siła fizyczna, której mi zaczyna brakować.
Po czwarte, że zajmują z roku na rok coraz więcej miejsca, a im starsze będą, tym ich wykarczowanie będzie trudniejsze.
Po piąte, że nasza nowa boczna sąsiadka nie jest tak wścibska, jak poprzednia i nie musimy od niej się zasłaniać. Poza tym stawia sobie nowy domek. Posadziła ładny sadek od naszej strony. Będzie przyjemny widok na sąsiedztwo.
Po szóste, że przecież mamy Olę i potrzebne będą malinki.
Krótko o historii iglaczków.
Nasionka przywieźli moi teściowie z Włoch kilkanaście lat temu. Różne to były gatunki. Teściowa wysiała je do skrzyneczek balkonowych. Pielęgnowała je w tych skrzyneczkach dwa, może nawet trzy lata. Potem wysadziła je do przydomowego ogródka. Gdy podrosły - częścią sadzonek obsadziła swój ogródek, a część zostawiła na inną „okazję”. Taką okazją było właśnie moje Koperkowo, w szczególności wścibska boczna sąsiadka. Małżonek zaproponował, aby zasłonić jej widok na naszą działkę żywopłotem z tych iglaczków. (Teściowa już wtedy nie żyła). Pomysł wydawał mi się odpowiedni, choćby przez sympatię dla teściowej. Małżonek pomógł mi przy nasadzeniu. I tak igliczki rosły, rosły … aż dziesięć lat. Szmat czasu. Tego roku, tydzień przed urodzeniem Oli, pochowaliśmy teścia. Nigdy nie widział swoich-moich iglaczków. Nigdy o nie nie zapytał. Nie wnikałam w szczegóły tego milczenia. Tym łatwiejsza była dla mnie decyzja o usunięciu iglaków z mojego Koperkowa.
Dwa weekendy trwały prace nad usuwaniem iglaków. W miniony weekend zakończyliśmy i powstał nowy „maliniak”. Nawet położyliśmy obrzeże, żeby maliny trzymały się swojego przedziału. Na końcu przedziału od strony kompostownika posadziłam 6 krzaków jagody kamczackiej. Dwa przeniosłam z jagodnika za domkiem, a cztery nowe krzaki dokupiłam ze szkółki Izabeli i Ryszarda Kiełkowskich. Kupiłam u nich dwie jagody Zojki i dwa Wojtki.
Kupiłam w tejże szkółce także jagodę Goji – dwa krzewy (w tym jeden Korean Big) i jeden krzew Mini Kiwi Zakarpacie (polska odmiana). Posadziłam je w miejscu na którym rosły maliny. W tym też miejscu urządziłam nowy zielnik ziół wieloletnich. Zioła jednoroczne będą wysiewane do kręgu. Do tej pory w kręgu rósł topinambur, teraz topinambur będzie rósł bezpośrednio w gruncie. Na brzeg tego zielnika przeniosłam poziomki i truskawki powtarzające owocowanie. Myślę, że dobrze zrobiłam z tymi przenosinami.
Zrobiłam także porządek w borówkach. Dwie stare wykarczowałam, została jedna, ale dokupiłam u Kiełkowskich cztery nowe borówki amerykańskie: Pink Lemonade, Elliot, Chandler i polską odmianę KazPliszka. Między borówkami posadziłam żurawinę. Ciekawa jestem, czy wszystkim dogodziłam, czy się odwdzięczą owocami.
Zasadniczo główne prace mam wykonane. Zostały liście, którymi zamierzam przykryć nowe nasadzenia i przesadzenia. Powinnam także zrobić remanent przy oczku. Tylko czy będzie jeszcze ładna pogoda, bo siły to jeszcze jestem w stanie w sobie zebrać. Kocham swoje Pietruszkowe Koperkowo.
Tymczasem w ogrodzie nasz Zarząd zorganizował dla działkowiczów badanie ciśnienia i badanie poziomu cukru. Było sporo chętnych. Trzy panie pielęgniarki przez dwie godziny miały pełne ręce roboty. Moje badania wypadły poprawnie. Bardzo im za to dziękujemy.
Natomiast w przyszłym tygodniu będziemy mogli zbadać swoją glebę. Przyjedzie specjalista ze sprzętem. To także pomysł naszego ogrodowego Zarządu.
W minioną sobotę zdarzyło się, że przyszedł pod naszą siatkę rudy kot. Tak głośno miauczał, żeby nie powiedzieć, że płakał, aż go zawołałam, żeby przyszedł do mnie, to dam mu jeść. Jakby zrozumiał polską mowę. Znalazł furtkę i biegiem do mnie przyleciał. Miałam przygotowane jedzenie dla buraska, którego jakoś od rana nie było widać, więc rudzielec jeszcze we łzach, ale w oka mgnieniu wyczyścił jego miseczkę i jeszcze poprosił płaczem o dokładkę. Dołożyłam mu chrupek. Też migiem zniknęły. Ktoś go musiał z domu wyrzucić, a biedny nie potrafi sobie jeszcze sam zorganizować stołówki. Wczoraj już nie przyszedł. Boję się, czy go czasem ogrodowe psy nie pogoniły, albo coś gorszego się stało. Przyszedł natomiast burasek. Różne są kocie losy, jakże podobne do ludzkich.
Brak komentarzy
sobota, 31 marca 2018
Licznik odwiedzin: 68 889
« marzec » | ||||||
pn | wt | śr | cz | pt | sb | nd |
---|---|---|---|---|---|---|
01 | 02 | 03 | 04 | |||
05 | 06 | 07 | 08 | 09 | 10 | 11 |
12 | 13 | 14 | 15 | 16 | 17 | 18 |
19 | 20 | 21 | 22 | 23 | 24 | 25 |
26 | 27 | 28 | 29 | 30 | 31 |
------Koperkowo--------- świat zamknięty w czterech --------arach ---------------- a zachwytu co niemiara
Wpisz szukaną frazę i kliknij Szukaj:
Wpisz swój adres e-mail aby otrzymywać info o nowym wpisie: