Wydarzenie, o którym za chwilę, należałoby opisać dużymi literami. Wydarzenie historyczne, może więcej nie powtórzy się. Moje baśnie doczekały się konkursu recytatorskiego. Organizatorem konkursu międzyszkolnego była PSP 32 . Udział wzięły 3 szkoły: PSP 32, PSP 4 i PSP 7. Fragmenty baśni recytowało osiem dziewczynek i jeden chłopczyk. Odważne dzieciaki, ale i szkoła także odważna, że podjęła się takiego konkursu. Były nagrody ze szkoły i ode mnie baśnie na pamiątkę konkursu. Konkursowi przysłuchiwał się "Gość Niedzielny". Czy coś napisze na łamach swojego tygodnika? Poczekamy - zobaczymy.
Tymczasem kombinuję pelargonie na balkon. Już dziś sygnalizowałam temat małżonkowi, że jutro wybieram się na targ. Nie był zachwycony. Nie lubi jak urywam się z pracy, bo nie lubi zastępować mnie za ladą. Bywa, że muszę postawić na swoim. Natomiast jeśli chodzi o kasę - temat przerabialiśmy wielokrotnie - mam swoją emeryturę i nic jemu do moich osobistych wydatków.
Tak więc na jutrzejszy dzień jestem nastawiona bojowo.
Oczywiście - na działeczce. Wczoraj wiało, dziś mniej. Trochę się ochłodziło, w nocy był nawet przymrozek. Ale nic to. Dziś przesadziłam do gruntu prymulki (10 kolorów), które dostałam na Dzień Kobiet od małżonka. Czy się przechowają, bo to nie krajowe - pewnie holenderskie, jak większość kwiatów u nas ostatnio sprzedawanych?
Do oczka wsadziłam irysy od Pawła i białego grzybienia od Ewy. Kwitną tulipany i pierwiosnki. Także tarnina kwitnie na żółto. Powoli drzewa przymierzają się, by także zakwitnąć. Śpiew skowronków utwierdza, że świat jest piękny i warto w nim zaistnieć.
Martwi mnie mamusia. Zaziębiła się i leży w łóżku. Na moje pytanie, czy był lekarz, powiedziała, że sama sobie poradzi. I kolejny raz wysłuchałam, jak to jej kiedyś zapisał lekarstwo, że z trudem ją odratowano. Dostała wtedy uczulenia.
Co się dotyczy minionego tygodnia - to ciekawe może jest tylko to, że "Echo Dnia" odnotowało ślub Jakuba Kluzińskiego, wskazując, kto był na nim obecny. Redaktor także i mnie zauważył, jakbym to była kimś szczególnym.
Dziś od rana do wieczora wysiewałam nasiona warzyw. Kupiłam ich bardzo dużo - część została na przyszły rok. Jeszcze będą miały gwarancję.
Dzisiejsza niedziela u prawosławnych - przewodnia. Odwiedzają groby i modlą się za dusze zmarłych. Zadzwoniłam do mamy. Myślała, że może przyjadę, ale niestety... Może na majowe święta uda mi się małżonka zorganizować na wyjazd. Wszystko zależy od jego planów. Gdybym miała swój samochód...
Jest piękna pogoda. Popracowałam sobie na działeczce. Skończyłam z chwastami. Wysadziłam mieczyki. Dla niektórych byłaby to może i ciężka praca, na dodatek w niedzielę. Dla mnie relaks i odpoczynek. Obiad zjadłam na miejscu. Przy stole pod altanką. Nawet rozłożyłam sobie biały obrus. Obiadowałam jak dama. Była zupa ogórkowa podgrzana na grillu. Z chlebkiem oczywiście. Uwielbiam chleb. Zamienię nawet najlepsze ciasto na dobry chleb. Znałam kiedyś Jugosłowianina. Jadł chleb z drugim daniem (akurat podano schabowy z ziemniakami i marchewkę z groszkiem). Inny mój kolega opowiadał, że jak pierwszy raz zaprosili do siebie na obiad rodzinę z Litwy, to nie podali im do zupy chleba, bo u nas w Polsce nie ma takiej tradycji. Następnym razem goście przywieźli chleb ze sobą , tłumacząc, że im się zdawało, że w Polsce brakuje chleba, może jest drogi - skoro nie było go na stole podczas obiadu. Jak tak dobrze się zastanowić to rzeczywiście, obiad jest naszym głównym posiłkiem, a chleb jemy w zasadzie tylko na śniadanie i kolację. Mało tego - coraz mniej go jemy, coraz więcej się go marnuje.
Po obiedzie przyjechał małżonek z wężem. Dopełniliśmy oczko wodą. Jest Eulalia i jeszcze jakaś mniejsza zielona żabka. Żabi skrzek, który dostałam od Ewy już się wyrodził, bo pływają przecinki.
Ale, ale... Małżonek przyuważył jakąś nową formę żyjącą w moim oczku. Stwór podobny do glonojada. Skąd się wziął?
Wczoraj dostałam od prezesa (pana Henia) zdjęcia do kroniki. Przyniósł także książkę "Intensywna uprawa warzyw". Na pewno się przyda.
Wczoraj zaliczyłam Starachowice. Był problem z transportem, ale Starachowice postarały się i same zapewniły nam własny transport. Widać bardzo zależało im na tych szachowych warsztatach. Było ok. 30 uczestników, w tym 9 dzieci. Myślę, że pan Marek może być zadowolony.
Fajnie jest jak jest fajnie.
A dziś głównie Koperkowo. Od rana walczyłam z chwastami, które już wzeszły. Podlałam także grządki, bo już puścili wodę z wodociągu ogródkowego.
W międzyczasie urwałam się do Katedry na ślub Jakuba Kluzińskiego z Kasią. Było bardzo, bardzo dużo ludzi. Życzenia składano mu "przez dwa następne śluby". A gdyby tak został prezydentem?.. Ode mnie oprócz życzeń oczywiście otrzymali moje baśnie, a w nich do zasuszenia z mojej działeczki: bratki, stokrotki, szafirki i pierwiosnek. A to dlatego, że darzę ich wyjątkową sympatią.
Mam propozycję od moich szachistów, żeby pojechać z nimi do Starachowic. Przygotowali program szkoleniowy dla potrzeb rekordu Guinnessa. Ja miałabym promować szachy poprzez "Baśń o woju Radomirze". I to jutro.
Ale dziś Koperkowo. Pierwszy dzień ciepła wiosennego. Zaczęłam pierwsze wielkie plewienie/pielenie. Na pierwszy rzut poszła aleja piwoniowa. Lubię plewić/pielić. W moich rodzinnych stronach "plewiłam". Tytaj jedna " pieli, druga "piele". Sprawdzałam w Internecie - wszystkie formy poprawne. Natomiast mój małżonek zajmował się dziś drzewkami. Wykonywał jakieś opryski, które na razie dla mnie są tajemnicą.
Zimno. Kwiecień - plecień.
Dostałam dziś od radomskiego artysty rzeźbiarza Marcina Lutki płaskorzeźbę św. Walentego na lipowym drewnie. Zamówiłam ją u niego. Zrealizował moje zamówienie prawie ekspresem. Dołożyłam mu w prezencie swoje dwie baśnie - na pamiątkę, że też coś tam robię dla pokoleń. Pan Marcin pracuje w szkole muzycznej. Jego drugie hobby to strona internetowa szkoły. Jest samoukiem. Podziwiam jego zaangażowanie i dociekliwość. Ja nadal pracuję nad swoją stroną, ale mnie idzie jakoś opornie. Może powinnam zacząć od nowa, od początku, tylko nie wiem gdzie jest ten początek...
I po świętach. Tym razem świętowaliśmy w moim domu. Teść także z nami świętował. Małżonek go przywiózł i odwiózł. Fajnie, bo nie trzeba było wozić garnków. Małżonek zaczął doceniać także mój czas. Do tej pory różnie bywało. Żeby tylko mu się nie odmieniło. Tak więc dziś mam więcej czasu na odpoczynek. I na Biblię. Czytam ją już od pół roku - od deski do deski. Postanowiłam, że przeczytam całą - od początku do końca. Jakoś sobie radzę.
Po obiedzie goście się rozjechali. Teść do siebie, a Monika do Warszawy, bo jutro do pracy. Wieczorem małżonek z Dorotką poszli do sąsiadów na video, bo ja nie mam. Dorotka przywiozła z Warszawy płytę CD z filmem o JPII. Chcieli obejrzeć ten film, a przy okazji pokazać go sąsiadom, bo go jeszcze nie widzieli. Dorotka pracowała przy tym filmie - przy jego udźwiękowianiu. Chciała więc trochę przed sąsiadami pochwalić się swoim pierwszym większym osiągnięciem. W końcu "Karol - Papież, który pozostał człowiekiem" - to nie zwykły film. Ja już ten film widziałam dużo wcześniej w kinie, więc zostałam w domu.
Jutro święta. Porządki zrobione. Stół świąteczny także przygotowany.
Zajrzałam na działeczkę, bo rano w telewizyjnym programie działkowców pokazywali, jak się lawendę obcina. Obcięłam więc i swoją. Obcięłam także róże. Już zakwitły kaczeńce. Coraz mniej wody w oczku. Czy paruje woda, czy oczko dziurawe? Przyniosłam na świąteczny stół do flakonu 5 gałązek forsycji i do schabu zielonej pietruszki. Fajnie jest mieć w domu własną wiosnę. Niedługo zakwitną tulipany.
Dziś przyjechała Monika. Opowiadała o swojej pracy. Także przywiozła ze sobą swoją pracę doktorską. Już oprawioną. Prawdopodobnie w czerwcu będzie się broniła. Został jej jeszcze jeden jakiś kierunkowy egzamin, który przed obroną pracy doktorskiej musi pozytywnie zdać, ale jest nastawiona pozytywnie, dlatego nie stresuje się nim. Można powiedzieć, że poszczęściło się jej. Pracodawca bardzo przyjaźnie do niej ustosunkowany i czeka na jej doktorat. My także czekamy.
Mamusia oczywiście do mnie nie przyjedzie. Już ją siostra sobie całkiem przywłaszczyła. Nawet opieka społeczna jest bezradna. Myślałam, że może opieka mamę zabiorze, uwolni od siostry, a ja ją potem zabiorę do siebie. Taką okrężną drogą - ale niestety, mama nie wyraziła zgody na tego typu pomoc opieki. Jej jest dobrze i już nie chce słyszeć o żadnych przenosinach, a z moją siostrą już się dogadują, nie kłócą się, mają swój dach nad głową i nie głodują. A że nie wszystkim się podoba, jak one żyją, to co? Niech pilnują swoich spraw - mamusia komentuje wszelkie podpowiedzi dobrosąsiedzkie. Przyjaciółki mi mówią, że może i dobrze tak jak jest. Gdybym miała mamę u siebie, to zapewne i siostra by mnie nachodziła niby odwiedzać mamę. Dopiero miałabym kłopot. Może i mają rację. Ale serce boli.
Dziś druga rodzina śmierci naszego papieża. Bardzo dużo mówi się o Jego beatyfikacji. Odbyły się marsze, apele i msze święte. I u nas w KPN-O "Szuflada" także uczciliśmy Jego pamięć. Czytaliśmy nasze wiersze z almanachu pt.: "w sobotę 2 kwietnia 2005 roku 37 minut po godz 21".
sobota, 31 marca 2018
Licznik odwiedzin: 68 906
« marzec » | ||||||
pn | wt | śr | cz | pt | sb | nd |
---|---|---|---|---|---|---|
01 | 02 | 03 | 04 | |||
05 | 06 | 07 | 08 | 09 | 10 | 11 |
12 | 13 | 14 | 15 | 16 | 17 | 18 |
19 | 20 | 21 | 22 | 23 | 24 | 25 |
26 | 27 | 28 | 29 | 30 | 31 |
------Koperkowo--------- świat zamknięty w czterech --------arach ---------------- a zachwytu co niemiara
Wpisz szukaną frazę i kliknij Szukaj:
Wpisz swój adres e-mail aby otrzymywać info o nowym wpisie: