A dziś dla urozmaicenia szachy. Kolej na bicie rekordu Guinnessa w plenerze. Spotkanie organizacyjne mieliśmy w "Centrum Kształcenia Pamięci Wojakowskich".
Okazało się, że przychodziłam tu około 8-9 lat temu z Dorotką na "ćwiczenie pamięci". Była wtedy jeszcze w podstawówce. Zapisałam ją wtedy na te lekcje z myślą, że może pomogą jej w szybszym uczeniu się, przez co zaoszczędzi czasu na inne zajęcia, choćby na skrzypce. A poza tym fajnie jest umieć czytać szybko i dużo zapamiętywać. Dziś trudno mi powiedzieć na ile treningi mózgu jej pomogły, ale jakoś dotychczas nie miała problemów z nauką. "Elektronika" i "muzyka" skończyła bez poślizgu, a że nie od razu dostała się na Reżyserię Dźwięku AM - to cóż. Postudiowała rok na MEL-u na PW, a że była w grupie angielskojęzycznej - rok nie był stracony.
Jeśli chodzi o szachy - przygotowujemy się na 1 czerwca, choć ja tym razem nie jestem tak pozytywnie nastawiona, jak pozostali z grupy organizacyjnej. Ale może się uda.
Dziś wyszłam z pracy przed godz.18, gdyż byłam umówiona na spotkanie z dziećmi w internacie przy Specjalnym Ośrodku Szkolno - Wychowawczym na ul. Kolejowej. Trudna to młodzież, ale jakoś mi się udało z nimi dojść do porozumienia. Ich wychowawczyni, która mnie na to spotkanie zaprosiła, pilnowała, żeby wszystko było w porządku. Było nawet sympatycznie. Było około 70 wychowanków, a jeden z chłopców wsłuchany w "Baśń o bożej krówce" obiecał, że na następne spotkanie wyrzeźbi mi z deski krowę. Oprócz tej baśni, usłyszeli także "Baśń o fletni Pana" i "Baśń o róży". Na zakończenie spotkania młodzież wpisała się do mojej "Złotej księgi". Także zrobiliśmy sobie pamiątkowe zdjęcie przy choince. Trzyosobowa delegacja z bukietem z siedmiu różowych róż pięknie za spotkanie podziękowała. Kochane dzieciaki. Trudna droga życia przed nimi.
Bardzo źle się czuję. Ściska w dołku. Żal, rozgoryczenie, jakaś wewnętrzna pretensja do samej siebie. Od trzydziestu lat stan depresyjny połączony z nostalgią kolejny raz łamie mi serce. Gdybym umiała krzyczeć, może bym ból wykrzyczała ...
Nie pomógł spacer na działeczkę. Nie dało się pracować na komputerze. Głowa boli od wyścigu myśli. Wieczorem na herbatkę przyszli sąsiedzi. Wiedzieli co się ostatnio ze mną dzieje, bo sąsiad słyszał moją środową rozmowę z mamą. Problem starych rodziców wiadomo, że nie jest prosty, ale przecież do rozwiązania. Tylko potrzeba woli stron do rozmowy. Pogadaliśmy właśnie o tych sprawach. Ale tylko pogadaliśmy. Życie toczy się dalej.
Tak się szykowałam do wyjazdu, tak szykowałam... Tymczasem nic z tego. Zadzwoniłam do mamy wieczorem, żeby powiadomić, że nic się nie zmieniło z mojej strony i o której godzinie może się nas spodziewać. Telefon odebrała siostra i oświadczyła mi, że mama nigdzie nie pojedzie. Dlaczego? Nie chciała powiedzieć. Pewnie to jest tak, jak w tym powiedzeniu: jak nie wiesz o co chodzi, to na pewno chodzi o pieniądze. Jej pewnie chodzi o mamy emeryturę. Przypomniała mi się z nią rozmowa właśnie w tym kontekście. Było to bardzo dawno temu, jeszcze mama była całkowicie sprawna, ale tata już nie żył. Już siostra "opiekowała się" mamą. Powtórzyła mi podsłuchaną w autobusie kłótnię dwóch sióstr. Jedna zarzucała drugiej, że źle matką się opiekuje. Ta jej odpowiedziała, że opiekuje się nią bardzo dobrze, bo chce żeby matka żyła jak najdłużej. Bo matka ma wysoką emeryturę, a ona nie może znaleźć pracy. Pomyślałam sobie wtedy o tej córce, jak można być tak wyrachowanym. A dziś się zastanawiam, czy aby siostra sama nie wymyśliła tamtej rozmowy, żeby zobaczyć moją reakcję.
Dziś na działeczce byłam bardzo krótko. Zajrzałam tylko, czy nie było nieproszonych gości. Przy okazji zaniosłam kompost i wypiłam sobie na werandce gorącą kawkę z termosu. Odprężyłam się i zaplanowałam najbliższe dni. Zimy nadal nie widać.
Szykuję się do wyjazdu po mamę. Tymczasem siostra zadzwoniła, że nie wiadomo jeszcze, czy mama nie zmieni zdania. Ciekawa była też, czy już rozpowiedziałam nowinę w rodzinie. Nie miałam ochoty na dyskusję. Poprosiłam tylko, żeby dobrze mamę spakowała.
Zabrałam się do pisania "Baśni o białej lilii". Ma to być prezent dla PSP nr 4 im. Św. Kazimierza Jagiellończyka. Gościłam u nich w ubiegłym roku w maju. Obiecałam, że coś dla nich wymyślę. Pomysł już mam - tylko sprawa z mamą trochę mnie wytrąciła z rytmu. Wierzę, że jak już będzie u mnie, będę spokojniejsza i wszystko wróci do równowagi.
Dzisiejszy dzień spokojny. Ani mama, ani siostra nie dzwoniły. Może pakują się. Ja też zaczęłam przygotowania do przyjęcia mamy. Najważniejsza to opiekunka na czas, gdy ja będę w pracy.
Dziś byłam na spotkaniu w Resursie Obywatelskiej. Zaprosił mnie Komitet Ratowania Zabytków Cmentarza na swoje "roczne" zebranie. Przyszło wiele VIP-ów . Podsumowano listopadową kwestę. Odczytano dziesięciu najlepszych. Miło mi było, bo i ja znalazłam się wśród tych najpracowitszych. Nawet podziękowano mi brawami, jako pierwszorocznej i zaproszono już na następne kwestowanie. Oczywiście nie odmówiłam.
Coraz trudniejsze są relacje między mamą a siostrą. Dziś mama zadzwoniła do mnie bardzo zdenerwowana, żebym ją natychmiast zabrała do siebie. Na stałe. I pewnie bym po nią pojechała, ale nie prowadzę samochodu. Jestem na łasce małżonka, który też nie może tak natychmiast wyjechać, bo przecież ma pod opieką swojego ojca. Trzeba wiele spraw przygotować, zanim zamieszka u mnie. Poza tym nie pierwszy raz się pokłóciły - kilka dni jeszcze wytrzyma. Umówiłyśmy się na niedzielę. Ma przygotować wszystkie niezbędne dokumenty i spakowane niezbędne rzeczy. Tylko czy siostra jej w tym pomoże, bo przecież mama niedowidzi.
Ze mną też nie jest za dobrze ze zdrowiem. Jednak powinnam iść do ginekologa, tym bardziej, że mam opiekować się mamą. No i jeszcze moje ukochane Koperkowo. Sklepik. Dom...
Udało się z Internetem. Trzeba było go tylko wyłączyć i ponownie włączyć. Chodziło o logowanie. Takie proste. Powiedzieli o tym mojemu małżonkowi w TV Dami, skąd Internet pobieramy.
Jeszcze wczoraj , bardzo późnym wieczorem, udało się uruchomić komputer i zapiąć remanent. Telefonicznie klik po kliku Dorotka dyktowała co powinnam robić i komputer ruszył. Jak to błogo, jak ma kto kogo - mawiała ciotka. Nadal nie działa Internet, ale to nie takie pilne. Najważniejszy remanent. Już mogę spać spokojnie, bo zdążyłam przed terminem skarbowym - 15 stycznia. Zostało obliczenie dochodu za ubiegły rok, ale to już nie takie pilne. Myślę, że będzie niewielki spadek, bo i remanent nieco mniejszy od ubiegłorocznego.
Tymczasem rozpoczęłam nowy rok za ladą w moim sklepiku. Klienci uśmiechnięci. Będzie dobrze.
Dziś też był jubileusz "Szuflady" i promocja naszego czwartego zeszytu. Przyszło ponad 70 osób. Nie zawiodły zaproszone przeze mnie radomskie gazety. Było bardzo uroczyście.
Jacek Kowalczewski z Bohdanem Czerskim ubogacili wieczór muzyką.
Tylko fryzura mi nie wyszła. Rozjaśniłam sobie włosy rozjaśniaczem - dekolaryzatorem i miałam na głowie jajecznicę. Tyle, że ja nie stresuję się swoim wyglądem. Spięłam tylko włosy w kucyk, żeby jajecznicy za dużo na głowie nie było.
Taka zima. Prawie cały dzień zamiast śniegu padał deszcz. Udało mi się jednak po obiedzie między deszczykami wpaść do mojego Koperkowa na tyle, żeby wypić sobie na werandce kawę z termosu, pooddychać moim świeżym powietrzem i nastroić się do kolejnego handlowego roku. Właśnie wczoraj zakończyliśmy remanent. Zostało go opisać, zapiąć i wydrukować. Tyle, że z komputerem coś się zrobiło, jak go przywieźliśmy do domu. Nie ma też dostępu do Internetu. Nie wiem, czy nie będzie potrzebna interwencja fachowca. Niedługo przyjedzie Dorotka, może coś poradzi.
Tymczasem wieczorkiem zakończyliśmy nasz remanent małpeczką spirytusu z miodem.
W Warszawie ingresu dziś nie było. Biskup Wielgus zrezygnował z funkcji metropolity warszawskiego. Ale że na uroczystość do warszawskiej archikatedry przybyły tłumy ludzi, zamiennie odbyła się msza dziękczynna za 25-letnią posługę dotychczasowego metropolity, kardynała Józefa Glempa, który ma zostać aż do czasu podjęcia dalszych decyzji przez papieża.
Już trzeci dzień remanentujemy się. Ja działam na komputerze ("biuro"), małżonek dyktuje towar z półek ("teren"). Wolałabym, żeby było odwrotnie, bo mogłabym od razu posprzątać na półkach. Ale niestety mój małżonek nie chce nauczyć się komputera. Tak więc czeka mnie jeszcze dodatkowe sprzątanie. Dziś wyjątkowo dużo spisaliśmy. Mało było gości.
A w Polsce - wielkie oburzenie związane z biskupem Stanisławem Wielgusem. Papież Benedykt XVI podniósł go do godności arcybiskupiej i mianował metropolitą warszawskim w miejsce kardynała Józefa Glempa. Tymczasem słyszy się, że biskup współpracował z SB. Na niedzielę zaplanowany jest ingres. Wszystko już przygotowane. Zaproszono ważnych gości. Ale także zapowiedzieli swoje przybycie zwolennicy i przeciwnicy tej nominacji z całej Polski. Mogą przyjść tysiące ludzi. Takiego zamieszania w kościele jeszcze nie było.
Ze mną jakby trochę lepiej. Może plamienie to fałszywy alarm? Może to tylko niedobitki z menstruacji, bo i piersi jakoś dziwnie się uwrażliwiły na dotyk. A jeśli nie? Strach pomyśleć, gdybym miała tak umierać jak Irka.
sobota, 31 marca 2018
Licznik odwiedzin: 68 906
« marzec » | ||||||
pn | wt | śr | cz | pt | sb | nd |
---|---|---|---|---|---|---|
01 | 02 | 03 | 04 | |||
05 | 06 | 07 | 08 | 09 | 10 | 11 |
12 | 13 | 14 | 15 | 16 | 17 | 18 |
19 | 20 | 21 | 22 | 23 | 24 | 25 |
26 | 27 | 28 | 29 | 30 | 31 |
------Koperkowo--------- świat zamknięty w czterech --------arach ---------------- a zachwytu co niemiara
Wpisz szukaną frazę i kliknij Szukaj:
Wpisz swój adres e-mail aby otrzymywać info o nowym wpisie: