Mam już pierwsze wyniki badań. Cholesterol balansuje na górnej granicy, ale jest w normie. Krwi utajonej w kale nie stwierdzono, albo mocno się ukryła. Jedynie mocz pochwalił się szczawianami, co nie oznacza, że w nerkach mogę mieć kopalnię pisaku. Jedynie kręgosłup, ten popisał się osteofitami, ale na razie dyskretnie. Widać ma na uwadze Koperkowo i nie chce mi się narazić. Kręgosłup od dawna daje do zrozumienia, że powinnam przystopować. Zostało jeszcze usg w brzuchu. We wstępnych zaleceniach powinnam zmienić dietę. Ciężko mi to sobie wyobrazić, jako że ja kocham jeść. Ale jak trzeba - to mus. Jestem przygotowana.
Dziś pochwaliłam się swoją działeczką kuzynowi. Najbardziej go interesowało oczko, bo on także ma oczko wodne na swojej posesji. Odwiedziliśmy także działkę Hani z najładniejszym oczkiem w naszym ogrodzie. Bardzo mu się podobało. Podobało mu się także w naszym ogrodzie. Nie myślał, że nasze posesje są takie duże (3 - 4 ary). Jego posesja ma 6 arów i na niej jeszcze stoi dom i jest droga dojazdowa. Miły był. Byliśmy jego samochodem, odwiózł mnie do domu.
Badania idą sprawnie.
Małżonek rozpoczął zbiór jabłek.
Koperkowo ostatnio trochę w niełasce, a to dlatego, że uzbierało mi się w domu różnych drobnych robótek i muszę zaległości jak najszybciej nadrobić.
Utargi w sklepiku są bardzo małe.
Zaczęła się druga połowa wakacji.
Co przyniosą sierpniowe dni?
Na poważnie zabrałam się za siebie. Już zrobiłam rozeznanie, gdzie mam wykonywać badania. Nawet już zapisałam się na USG brzucha. Wczoraj i dziś biegamy za prezentem na chrzciny, Ania ma być chrzestną. Ode mnie (czyli od cioci/babci) dostanie szkatułkę i w niej "Baśń o szkatułce", co prawda jeszcze nie wydaną, nawet nie zilustrowaną, ale za to oryginał.
W Koperkowie nie dzieje się nic wielkiego. Fasola tyczna rośnie jak na drożdżach, ledwo zdążymy ją konsumować. Dobrze, że przyjaciele nie odmawiają darowizn.
Moja przyjaciółka Hania zajęła II miejsce w konkursie na "Najładniejszą działkę" w mazowieckich ogrodach. Ogród nasz zajął 9. miejsce - też nie jest tak źle. Być może jest w tym i mój udział - z racji kroniki. Ale na pewno najwięcej pracy wykonała Hania - nie tylko na rzecz swojej działki, ale także i naszego ogrodu. Podziwiam jej zapał.
Wczoraj przyszła do mnie na zakupy pani poseł Marzena W. Przy okazji zamieniłyśmy kilka zdań politycznych, a mianowicie powiedziała, że zmieniła zdanie o Jakubie Kluzińskim (na plus). Miło z jej strony, także że przyszła po zakupy. Oczywiście doniosłam mu tę informację drogą telefoniczną, przy okazji chwilę poplotkowaliśmy.
Ciężko było dziś podnieść się z łóżka po wczorajszej wędrówce, ale trzeba było i to z rana, bo czekały do posadzenia paprocie i bluszcze, no i rzęsa do oczka. Więc jakoś się zaturlałam. Tym razem nie dźwigałam żadnych zdobycznych kamieni, więc było lekko. No może trochę ważył kompost. Rzęsę do oczka rybki zjadły w oka mgnieniu. Nawet nie zdążyłam zrobić zdjęcia. Widocznie smaczna. Japońce mi się rozmnażają w tempie niepokojącym, bo już robi się ciasno w oczku. A jakie wyścigi po pokarm? No cóż - wszystko co żywe chce jeść. Zwyczajna walka o byt.
Dziś byliśmy z małżonkiem na imieninach kuzynki. Zaniosłam jej zamiast kwiatków, bądź jakiegoś proszku do prania całkiem oryginalny prezent - dwa kabaczki. Zaskoczyłam ją swoim pomysłem, więc nawet nie zdążyła go skomentować. Cóż na to poradzę - ona jest surową tradycjonalistką, a ja lubię oryginalne pomysły.
Po imprezce jeszcze raz poszłam na działeczkę - małżonek chciał zobaczyć/sprawdzić co się dzieje - dawno go nie było. Przy okazji odwiedziliśmy jego kolegę z Łucznika, który właśnie nabył sobie "posiadłość" w naszym ogrodzie pod numerem "11". Oczywiście czeka go dużo pracy, bo oprócz chwastów nic tam od dłuższego czasu nie jest uprawiane. Ale domeczek całkiem przyzwoity.
No i kolejny tydzień wakacji się zsunął.
Dziś Gór Świętokrzyskich ciąg dalszy. Oczywiście z Anią.
Wcześnie rano autobusem PKS do Kielc, potem busem do Bodzentyuna
a stamtąd w góry przez Wykus do Wąchocka. Taką trasę sobie zaplanowałyśmy i udało się nam ją zrealizować - mocne baby jesteśmy.
W nocy spadł deszcz w górach. Było mokro. Moje buty firmy Schol przemiękły. Zafarbowały nie tylko białe skarpetki, ale nawet stopy. Podeszwy to miałam granatowo-czarne. Dobrze, że wzięłam ze sobą klapki i wełniane skarpetki. Ani też buty przemiękły, ale nie tak jak moje. Ja musiałam po wyjściu z lasu wymienić obucie.
Na trasie spotkałyśmy tylko 2 rowerzystów przy pomniku partyzantów na Wykusie" i przed Wąchockiem małą grupe rowerzystów - jechali na Wykus.
Z WIKIPEDII O WYKUSIE:
Wykus – wzniesienie Płaskowyżu Suchedniowskiego o wysokości 326 m n.p.m., główny węzeł szlaków nizinnych. Na zboczach góry znajduje się rezerwat przyrody Wykus.
Wykus niejednokrotnie stanowił bazę polskich partyzantów. Podczas powstania styczniowego stacjonowali tu powstańcy dowodzeni przez Mariana Langiewicza. W trakcie II wojny światowej znajdowały się tu obozy żołnierzy polskiego podziemia, najpierw pod dowództwem mjr Henryka Dobrzańskiego "Hubala", później Zgrupowania Partyzanckie AK "Ponury" – por. cc. Jana Piwnika "Ponurego". 15 września 1957 r. w miejscu dawnego obozu odsłonięto kapliczkę z obrazem Matki Boskiej Bolesnej, upamiętniającą poległych w walce o Ojczyznę. Na jej ścianach umieszczono 123 pseudonimy poległych podczas wojny żołnierzy. Kapliczka otoczona jest murem, na którym obecnie umieszczonych jest już kilkaset tabliczek z nazwiskami zmarłych żołnierzy zgrupowań "Ponurego" i "Nurta".
Do dziś w lasach dookoła Wykusu znajdują się liczne mogiły partyzanckie, w tym m.in. pomnik 20 poległych żołnierzy z plutonu ochrony radiostacji Jana "Inspektora Jacka" Kosińskiego, grób "Warszawiaków" oraz mogiła Ludmiły Bożeny Stefanowskiej "Zjawy".
Każdego roku, w drugą sobotę czerwca, na Wykusie organizowane są uroczystości upamiętniające poległych żołnierzy Zgrupowań Partyzanckich AK "Ponury". Organizatorami uroczystości są Światowy Związek Żołnierzy Armii Krajowej – Środowisko Świętokrzyskich Zgrupowań AK "Ponury-Nurt" oraz Związek Harcerstwa Rzeczypospolitej Obwód Świętokrzyski. Od pewnego czasu uczestniczą w nich przedstawiciele władz wojewódzkich i poczty sztandarowe świętokrzyskiej policji, której patronem od 1990 r. jest mjr cc. Jan Piwnik "Ponury". Podczas uroczystości 14 czerwca 2008 r. polową Mszę Świętą odprawił ordynariusz diecezji radomskiej biskup Zygmunt Zimowski, władze naczelne Policji reprezentował I Zastępca Komendanta Głównego Policji, nadinspektor Arkadiusz Pawełczyk.
Wykus jest punktem początkowym zielonego szlaku turystycznego prowadzącego do Skarżyska-Kamiennej oraz czarnego szlaku turystycznego prowadzącego do Starachowic. Przez górę przechodzi niebieski szlak turystyczny im. E. Wołoszyna z Wąchocka do Cedzyny.
W Wąchocku, czekając godzinę na autobus do Starachowic, wypiłyśmy sobie kawę w barze. Do Radomia wróciłyśmy busem. Tym razem nic szczególnego nie przywiozłam z wycieczki dla mojej działeczki. Jedynie dwie huby drzene , jakąś paproć i bluszcz. Do oczka mojego przywiozłam trochę rzęsy.
Ale już i robiłam zdjęcia moim aparatem. W przyszłą sobotę wybieramy się do Puszczy Kozienickiej.
Byłam u lekarza rodzinnego. Wstępna diagnoza to piasek w nerkach, ale doktór powiedziała, że powinnam zrobić sobie różne badania, bo młoda nie jestem, a dawno badań nie robiłam. I tak dostałam skierowania na: rtg kręgosłupa, usg brzucha, morfologię, mocz, kał na krew utajoną i na poziom cukru. Mam więc dużo pracy, której nie lubię, ale cóż...
Dostałam od Ani prezent. Aparat fotograficzny Samsung S630.
Opisany jest: 6.0 mega pixels - 2,5 large lcd - asr. Jeszcze nie umiem go obsługiwać, ale mam instrukcję, trochę podpowiedzą mi córki i nauczę się.
Trochę się ochłodziło, ale nadal jest duszno i parno. W sklepiku ruch wakacyjny - czyli mizerny. Tymczasem ogóreczki się kończą, ale zaczyna się fasolka tyczna. Żółta saxa już się skończyła - zostawiłam dwa krzaczki na nasienie.
Muszę wybrać się do lekarza rodzinnego. Bolą mnie nerki? Może korzonki? Ibuprom Max nie pomaga. Nie daje się swobodnie pracować.
Po wczorajszych wspinaczkach w górach, zeszłam na ziemię.
Z mamusią nie jest dobrze. Dziś narzekała, że coś ją dusi w gardle - nie może jeść, że siostra zajęła się studnią i dla niej nie ma czasu. Z tygodnia na tydzień jej pamięć się pogarsza. W dzisiejszej rozmowie o studni mówiła o kręgach, a przecież siostra robi sobie studnię wierconą, a nie kopaną. Ale mama tego nie rozumie, bo przecież studnia to studnia - z kręgami, i co ja tam gadam. Taka rozmowa. Do mnie nie chce przyjechać. Domyśla się, że gdyby przyjechała, to z powrotem byłoby trudniej, bo mogłabym ją zatrzymać na dłużej. I pewnie tak by było.
Dziś się ochłodziło. Ania z Dorotką są na imieninach u siostrzeńca, małżonek zajmuje się ojcem, bo ostatnio niedomaga. Mam więc całkowicie wolną niedzielę dla siebie. Siedzę sobie na działeczce. Uzupełniam dzienniki i kręcę się po warzywniku. Na szczęście w lipcu już chwasty tak nie rosną, jak na początku wiosny. Nie mam więc w tym temacie zaległości. Tylko zbieram plony - aktualnie ogórki. Na jednym poletku już się skończyły - liczę że z drugiego uda mi się dopełnić beczułeczkę. Wszystkie rośliny, które przywiozłam z wycieczki strannie posadziłam. Czy Koperkowo będzie dla nich drugim domem?
Dziś druga wycieczka w Góry Świętokrzyskie. Oczywiście z Anią. Tym razem do Kielc pojechałyśmy PKS-em, potem BUS-em do Chęcin. Weszłyśmy na zamek.
No a potem w góry. Przez "piekło" do "raju", czyli najpierw do Jaskini Piekło, potem do Jaksini Raj. Po drodze znalazłam ciekawy kamyczek - piaskowiec, przypominający stopę do kostki. Pomyslalam, że fajny mógłby byc temat do baśni. Wzięłam go ze sobą, może jest zaczarowany?
W Jaskini Raj bilety po 13,50 zł. Było fantastycznie. Chłodno - tylko 8 stopni, więc ubrałyśmy się przed wejściem nieco cieplej. Obchód trwał pół godziny: stalaktyty, stalagmity, cuda i cudeńka natury. Świetna przewodniczka. Nie można było wnosić plecaków, trzeba było je zostawić na zewnątrz, na przykład w przechowalni. Także nie można było fotografować. Ale jeden jakiś starszawy facet mający super sprzęt koniecznie chciał robić zdjęcia. Co próbował wyciągnąć swój sprzęt, to przewodniczka zaraz go namierzyła (jakby umiała czytać w jego myślach). Kilka razy mu zwracała uwagę, a on swoje. W końcu zdenerwowała się i go zrugała, że co sobie wyobraża, że jak jest zakaz to zakaz. Jeśli się nie dostosuje do niego, zawezwie straż i go wyprowadzą na dodatek z mandatem. Facet zaczął ją przekonywać, że do zdjęcia nie będzie używał flesza, że jego aparat działa na podczerwień, czy coś w tym rodzaju - próbował ją przekonać. A to przewodniczkę rozzłościło do żywego: co sobie wyobraża, że jak ma super sprzęt to ważniejszy jest od pozostałych turystów? Każdy by chciał zrobić sobie choć jedno zdjęcie. Oczywiście - ja także chciałabym sobie zrobić pamiątkowe zdjęcie. Może jeszcze na tle jakiegoś wypasionego stalaktytu. Ale jak zakaz, to zakaz. Facet coś tam jeszcze mruczał, a że stał koło mnie więc mu wytknęłam, jaki przykład daje młodzieży (akurat my obydwoje byliśmy w tym obchodzie staruszkami). W końcu zaprzestał swoich prób (chyba).
Minionej nocy burza przeszła także i nad Jaskinią Raj. Podobno napadało tak dużo deszczu, że jaskinia zaczęła przeciekać. Bardzo rzadko to się zdarza. Mnie kapnęła kropelka wody na nogę, to ją poczułam, ale na głowie miałam kapelusik, więc nie poczułam większego kapania. Ania mówiła, że na nią spadły 3 kropelki wody. Podobno to na szczęście. W drodze do Kielc, jak już wysiadłyśmy z BUS-a (bilet 2 zł) znalazłam przy BUS-ie 5 zł. Zawsze to jakieś szczęście.
W Radomiu byłyśmy o godz. 18,20. Małżonek już czekał z samochodem, bo koniecznie chciał byśmy po jechały z nim na imieniny Krzysztofa i Henryki. I pojechaliśmy - na 2,5 godziny. Gospodarze jak zawsze szczerzy i otwarci. Obydwoje już na emeryturze. Wyremontowali dom. Gospodyni, wyśmienita kuchareczka. starała się zadowolić wszystkich gości, także nas spóźnialskich. Menu jak zawsze wyśmienite.
Z wycieczki przywiozłam jałowiec, bluszcz i jakiś żółto-fioletowy kwiatek (do mojego gaiczku). Także kamień bardzo ciekawy (Ania go przytaszczyła w swoim plecaku). Jak zważyłam - 6 kg!
Poprosiłam Anię, żeby kupiła mi w E.Leclerku plastykowy płotek w rudym kolorze (3,5 m za 30 zł). Potrzebny jest pod dalie, które rosną przy domku pod altanką. Bardzo pochylają się, że trudno koło nich przejść, żeby kwiatu nie uszkodzić. Dostałam je od działkowicza, ale pomysł, żeby tam je posadzić nie był dobry. Dalie wolą słońce, a w półcieniu bardzo się "wyciągają" do słońca i przez to są słabsze. Może jesienią posadzę tam paprocie, mam ich dużo w gaiku.
Dziś wieczorem była bardzo wielka burza w Radomiu. W moim pokoju woda lała się przez szyby na podłogę, że ledwo nadążałam zbierać. Zebrałam może ze dwa litry. W mieszkaniu mam stare okna. Jednak muszę pomyśleć o wymianie na nowe plastykowe, na początek przynajmniej to w moim pokoju. Będzie mnie kosztować, ale cóż. Kable od komputera już od kilku lat leżą na stołeczku na wszelki wypadek.
Burza przeszła także przez Planty. Małżonek na wszelki wypadek "zaspawał" pianką drzwi do sklepiku i do magazynów. Na wszelki wypadek naznosił także worów z ziemią. Różowo nie było. Woda już była prawie na równi ze schodkiem do sklepiku i wdarła się na podwórko.
sobota, 31 marca 2018
Licznik odwiedzin: 68 906
« marzec » | ||||||
pn | wt | śr | cz | pt | sb | nd |
---|---|---|---|---|---|---|
01 | 02 | 03 | 04 | |||
05 | 06 | 07 | 08 | 09 | 10 | 11 |
12 | 13 | 14 | 15 | 16 | 17 | 18 |
19 | 20 | 21 | 22 | 23 | 24 | 25 |
26 | 27 | 28 | 29 | 30 | 31 |
------Koperkowo--------- świat zamknięty w czterech --------arach ---------------- a zachwytu co niemiara
Wpisz szukaną frazę i kliknij Szukaj:
Wpisz swój adres e-mail aby otrzymywać info o nowym wpisie: