Niesamowity upał. Ale już zapowiadają burze, oberwania chmur. A ja jednak podlewam ciągle swoje Koperkowo, bo jakoś nie wierzę tym burzom. Wszędzie już pada, a w Radomiu susza.
Narwałam dziś sałat na jutrzejsze imieniny teścia. Także kopru i zielonej pietruszki. Również Januszowi przyniosłam koper i pietruszkę, oraz kwiatów bukiecik na imieniny. Jutro Jana.
A od Ewy dostałam kolejne rośliny do mojego oczka. Jak na matkę chrzestną mojego oczka, to wyjątkowo o nie się troszczy.
Kolejny dzień upału. Rośliny to po prostu "mdleją". Szczególnie widać to po sałacie. Ale już na wieczór, jak się je podleje to stoją . Dziś wracałyśmy z boczną sąsiadką pieszo same. Zawsze to raźniej we dwie.
Nadal upał. Nic tylko siedzieć pod drzewem, albo pod parasolem. Prace porządkowe idą bardzo powoli. Podlewam ogród obficie i to właściwie na tym mi teraz najdłużej schodzi. Na wieczór przyjechał po mnie małżonek. Zabraliśmy po drodze boczną sąsiadkę, bo mieszka też na moim osiedlu, tylko bliżej torów. Za to dostaliśmy od niej truskawek. Moje truskawki niestety nie wyszły. Jakieś tam pojedyncze sztuki, nawet na smak nie ma. Może jakaś zła odmiana. Co z nimi zrobić, to pomyślę na przyszły rok.
Dziś na obiad była zupa botwinkowa z mojej własnej botwinki. Z jajeczkiem oczywiście. Nawet im smakowała. A na wieczór na łono natury wprosiła się Iga z Januszem. Zrobiliśmy więc grilla. Jest straszny upał. Trzeba mocno podlewać.
Nie udało się być od rana na działce. Prace domowe zajęły mi całe dopołudnie. No cóż. Jak ma się na głowie rodzinę, to w pierwszej kolejności jednak jest rodzina. Wszelkie inne zajęcia, czy hobby (czytaj działka) na dalszym, jeśli nie na ostatnim miejscu. Takie jest życie kobiet - matko/mężatko/synowych w Polsce i najlepiej jakby to nie była prawda. Tak więc swojej pasji mogłam oddać się dziś dopiero od 14.oo.
Po wczorajszym deszczu trochę się ochłodziło. Do plewienia nawet i lepiej. Prawie skończyłam warzywnik. Ależ teraz ładnie wygląda. Na koniec dnia jeszcze podlałam konewką ogród, bo nie wiadomo, jak z deszczem będzie jutro, a jutro nie przyjdę, bo jest koncert w szkole muzycznej. Popisuje się II stopień. Ania dyryguje orkiestrą, a i ja mam swoje 5 minut na scenie, jako jurorka konkursu na fraszkę "Muzyczna cegiełka". Więc powinnam, chcę i muszę być na tej uroczystości.
Dziś powiększył się mi działkowy majątek ruchomy. Małżonek przywiózł mi parasol ogrodowy, szpadelek i łopatkę. Miałam swoją fajną małą łopatę. Była od kompletu ogrodowego, który kupiłam jeszcze na początku naszego małżeństwa, że to niby będę pracowała w ogródku teściów. Ale jakoś z tego nie wiele wyszło i sprzęt leżał prawie nie używany. A solidny był, bo 20 lat temu to takiej tandety jak teraz w marketach się spotyka, to nawet nie produkowali. Miałam więc gotowy sprzęt na działkę. I już go używam, szczególnie pazurków. Ale gdzie podziała się łopatka, to nie wiem. Może wyrzuciłam ją razem z zielem do kompostownika. Jeśli tam by była to się znajdzie, ale jeśli powędrowała na wysypisko śmieci , to pewnie już po niej. Trudno. Małżonek widać bardzo przejął się moją "stratą" i kupił mi nową - saperkę. Miły. Dziś także zrobił oprysk na mszyce i pomalował płotek. No i zrobił dziś jeszcze jeden dobry uczynek, że zawiózł mnie do domu, bo bardzo, bardzo byłam zmęczona.
Dziś zaplanowałam "wielkie" plewienie, ale deszcz wygonił mnie do domu. Zdążyłam zaledwie zrobić porządek w koprze. No i jeszcze jedna sprawa. Pojawiło się bardzo dużo mszyc i mrówek. Także w koprze. Sporo go nawet zżółkło. Po prostu plaga. Wczoraj ich jeszcze nie widziałam, a dziś jak przyszłam, to złapałam się za głowę. Na mrówki to proszek mam w swoim sklepiku, ale na mszyce, to muszę poprosić małżonka, żeby mi coś zorganizował.
Po ostatnich imprezowaniach pora wrócić na ziemię. Rozpoczęłam kolejne plewienie. Teraz to całkowita przyjemność. Rozpoczęłam od strony kompostownika. Tempo jest zachęcające. Niemal sie przefruwa nad zagonkami. A i zmęczenia tak się nie odczuwa.
Boże Ciało. Moja polna łączka nabiera wyrazu. Są już na niej chabry i rumianki. Ale idąc na działkę ciągle coś nowego znajduję na przyległych ugorach i łąkach. Wykopuję i przenoszę na swoją łączkę. Wtykam i wtykam. Sąsiad z naprzeciwka aż zapytał mnie wprost, co ja tam tak wtykam i wtykam w tę swoją trawę. Powiedziałam, że złoto. Oczywiście z uśmiechem. Jeszcze pozbieram nasion i wysieję. Może już w przyszłym roku będę ją miała taką, jaką widzę w swojej wyobraźnitaką. Taką pachnącą. Taką cudowną.... Taką nadbużańską.
Dzisiejszy dzień - skład gości jak w niedzielę, dojechała z Warszawy Dorotka. Było co wypić i co zjeść. Nawet wystarczyło działkowej sałaty. Było fantastycznie. Pełny relax.
No, no, no. Moje Koperkowo jest podglądane. Podczas moich nieobecności oczywiście. Filuje na nie przez siatkę moja boczna sąsiadka. Dziś właśnie się wydało. A było tak:
Rozmawiałyśmy o naszych pierwszych plonach. Ja mówię, że bardzo mi się udała sałata, że bardzo nam smakuje, szkoda, że została tylko jedna. Tymczasem ona mi mówi, że jeszcze trzy zostało. Gdzie ona je zoczyła. Nie mogłam ich znaleźć, tymczasem pani Krysia sama mi je palcem pokazała. Bystra lustratorka. Dalej rozmawiamy przez siatkę oczywiście, temat zszedł na moje cukinie, że już kwitną. Tymczasem ona zauważyła, że już są nawet młode zawiązki. Musi mieć bardzo dobry wzrok. Może to taki typ dalekowidza, co to widzi co u sąsiada się dzieje, a nie widzi u siebie pod nosem? Przyszło mi na myśl, że skargi mojej byłej poprzedniczki na sąsiedzkie stosunki może jednak były uzasadnione. Muszę zacząć być asertywną i jakoś kwitować takie rozmowy.
Prawie całe popołudnie zeszło mi w "Resursie Obywatelskiej". Resursa i Stowarzyszenie "Społeczny Komitet Budowy Zespołu Szkół Muzycznych im. O.Kolberga w Radomiu", które ja reprezentowałam, zorganizowały konkurs na fraszkę pt.: "Muzyczna cegiełka". Dziś był finał tego konkursu. Konkurs, to jedna z form nagłaśniania tematu budowy szkoły. Nie mogłam nie być. A potem jeszcze na chwilę na kawę i kebab do "Samiry", bo po sąsiedzku, na dodatek prowadzi nasz genealogiczny kuzyn, więc jakże nie zajrzeć. Gadu, gadu. I czas uciekał. Gdyby nie wczorajsza lekcja pana Andrzeja, że trzeba dużo i codziennie, czasem nawet dwa razy dziennie podlewać nasze na piaskach ogrody, pewnie dziś bym nie pojechała na działkę w ogóle. Tak więc niemal w biegu, ekspresowo, podlałam cały ogród, nawet łączkę.
sobota, 31 marca 2018
Licznik odwiedzin: 68 906
« marzec » | ||||||
pn | wt | śr | cz | pt | sb | nd |
---|---|---|---|---|---|---|
01 | 02 | 03 | 04 | |||
05 | 06 | 07 | 08 | 09 | 10 | 11 |
12 | 13 | 14 | 15 | 16 | 17 | 18 |
19 | 20 | 21 | 22 | 23 | 24 | 25 |
26 | 27 | 28 | 29 | 30 | 31 |
------Koperkowo--------- świat zamknięty w czterech --------arach ---------------- a zachwytu co niemiara
Wpisz szukaną frazę i kliknij Szukaj:
Wpisz swój adres e-mail aby otrzymywać info o nowym wpisie: