Bloog Wirtualna Polska
Są 1 279 323 bloogi | losowy blog | inne blogi | zaloguj się | załóż bloga
Kanał ATOM Kanał RSS

Z DZIAŁKOWEGO PAMIĘTNIKA - 29.09.2005 r. - czwartek

niedziela, 14 marca 2010 9:20
Dziś nie byłam w Koperkowie.  Jutro też mam inne zajęcia w domu. Dopiero w sobotę. Aż głupio, bo opaska pod żywopłot czeka. Mam już obiecane gałązki- pręciki ligustra. Całe dwa wiadra. Powinnam wsadzić je bezpośrednio do ziemi, jak proponowała mi właśnie pani Jot, od której je dostałam. Ale na razie postawiłam je w wodzie na balkonie w domu, żeby tylko nie uschły. A więc, będzie żywopłot. Za 5-6 lat powinien przerosnąć mnie, znaczy zasłonić mnie od ulicy. Niech się tylko ukorzeni, będę cała happy.
Tymczasem koperkowo nastrajam także dom. Skoro chcę być ogrodniczką, więc powinnam także być kuchrką i  gospodynią. Porządki zaczęłam od kuchni i piwnicy. Doprojektowałam sobie półek, powoli będą realizowane.
Dobrze, że mam znajomego stolarza, bo obcy o takich drobiazgach nawet nie chciałby słuchać.
Przeglądam Internet i wyszukuję informacji o wodnych oczkach. Niektóre to zawrót głowy.
Żebym miała choć "bajorko" i z jedną żabę, trochę trzciny, a już będzie nastrojowo. Marzycielka ze mnie.
Podziel się
oceń
0
0

komentarze (0) | dodaj komentarz

Z DZIAŁKOWEGO PAMIĘTNIKA - 27.09.2005 r. - wtorek

sobota, 13 marca 2010 18:06
Dziś znów miałam podwózkę. Tym razem Janusz podrzucił mnie samochodem na końcowy "7".
Po drodze tylko na chwilę wpadłam do domu, żeby wziąć koszyk. Kiedyś służył Andrzejowi w sadzie. Teraz, choć stary i dziurawy, może przydać się mnie, na mojej działce. Ot, choćby do wynoszenia zielska. Wujek Jan, mojej mamy brat rodzony, wyplótł go z wikliny specjalnie dla mnie. Mam od niego jeszcze jeden. Jest cały i trzymam w nim robótki na drutach. Te koszyki to swoiste "niezapominajki". Mam w domu wiele różnych "niezapominajek". Trudno mi się z nimi rozstawać, tak jak i z tym koszykiem. Zaceruję go i niech dalej służy.
Boczni sąsiedzi, państwo Ka, wychodzili już ze swojej działki, jak ja wchodziłam na swoją. Być może ominęły mnie kolejne wywody na temat moich poprzedników. Tym bardziej ochoczo zabrałam się do kolejnego przęsełka pod żywopłot. Ciągle zastanawiam się, co posadzę na tym marginesie, ale wszystko wskazuje na to, że będzie to jednak żywopłot. Mam obiecane od pani Jot gałązki ligustra do ukorzenienia. Może nawet niedługo.
Pracowałam do ciemnej nocy. Zrobiłam całe jedno przęsełko. Zostały jeszcze trzy. Ależ harówka. Nie powiem, żeby mnie kręgosłup nie bolał. Resztką sił podlałam swoje wrzosy.
W drodze powrotnej spotkałam swojego klienta. Był dziś w moim sklepiku. W luźnej rozmowie opowiedziałam mu o swojej działce. Okazało się, że niedaleko mojej jest jego działka. Niepotrzebnie wygadałam się, że dziś przyjdę.
I właśnie szedł od "7". W pierwszej chwili go nie rozpoznałam. Jakiś facet szedł kierując sie prosto na mnie. Nawet poczułam się nieswojo. A on szedł tak, jakby chciał mnie nastraszyć. Ale kiedy już go rozpoznałam, i żeby dać mu to do zrozumienia, zapytałam go, a czemu tak późno? A on na to, że jeszcze zdążył mnie spotkać. Głupi, czy co? Za amanta chce facet robić? Oj, nie spodobał mi się.
Na dodatek nie poszedł dalej na swoją działkę, tylko jakby mnie chciał odprowadzić. Dziękuje uprzejmie. Odprowadziłam go na przystanek i nie czekając na jego autobus poszłam do domu.
Niech sobie facet nie myśli, że szukam przygód.
Podziel się
oceń
0
0

komentarze (0) | dodaj komentarz

Z DZIAŁKOWEGO PAMIĘTNIKA - 26.09.2005 r. - poniedziałek

środa, 10 marca 2010 20:57
Od miesiąca jestem właścicielką Koperkowa.
W pracy odwiedziła mnie jego poprzednia właścicielka, czyli pani Grażyna Ka. Naładowana gadaniem przez bocznych sąsiadów działkowych na nią i jej rodzinę jednak poprosiłam o jak najszybsze zwolnienie pomieszczenia na sprzęt. Obiecała, że w tym tygodniu wyprowadzi się całkiem. Zobaczymy.
Sąsiedzi blokowi, Iga i Janusz, chcieli dziś pobyć na łonie mojej przyrody. Miałam więc podwózkę. Iga zajęła się podlewaniem moich wrzosów (słoikiem, bo jeszcze nie mam podłączonego węża), a ja nadal pracowałam nad opaską pod żywopłot. Uff, już mam zrobioną na długości 5 przęseł siatki, jeszcze 4 przęsła. Czyli z górki, tyle że dni są coraz krótsze i to już widać.
Wybory nie wyszły. Liczyłam na pana Tadeusza Be. Nie przeszedł, choć w obwodzie mojego działania otrzymał najwięcej głosów. Mandat PSL otrzymał gość związany z Grójcem.
Czyli, że obiecanki i plany poszły się paść.
Jak mówi stare przysłowie: jak umiesz liczyć, to licz na siebie.
Nie powiem, że nie umiem liczyć. Pracuję w handlu na własny rachunek.
Podziel się
oceń
0
0

komentarze (0) | dodaj komentarz

Z DZIAŁKOWEGO PAMIĘTNIKA - 25.09.2005 r. - niedziela

wtorek, 09 marca 2010 18:15
Dzień wyborczy. Wybory do Sejmu i Senatu. Wg wstępnych sondaży moje partie (PSL i UPR) ledwo osiągnęły próg wyborczy. Tadeusz Be już posłem był. Czy będzie nim nadal? Jutro okaże się, czy moje osobiste zaangażowanie w kampanie wyborcze tych partii coś pomogło. W związku z tym,  czy mogę na któregoś liczyć, czy tylko na samą siebie - w temacie sponsorowania konkursów plastycznych na ilustrację moich baśni.
Tymczasem zabrałam się za moją szklarnię. Zdjęłam ze stelaża foliową taśmę (w rękach się kruszyła), oczyściłam go także z rdzy, pleśni, pewnie i z grzyba. Umyłam jako tako, teraz czeka na "założenie rajstop". Ale z tym można poczekać do wiosny. Najważniejsze, że nie straszy.
Oplewiłam maliny, przy okazji odkryłam, że w malinach rosną truskawki. Ucieszyłam się, bo będę miała sadzonki. Jeszcze nie wiem, gdzie je rozsadzę, ale ważne, że mogę mieć własne truskawki.
Przed wieczorem jeszcze podciągnęłam margines pod żywopłot. Mozolnie, ale zbiżam się do połowy długości bocznej siatki.
Nadal moi boczni sąsiedzi, państwo Ka, negatywnie nastawiają mnie na moich poprzedników.
Chyba nie chcą uwierzyć, że działka jest już naprawdę moja.
"Czy już pani ją kupiła? - Tak, kupiłam. - Czy już pani im zapłaciła? - Tak, zapłaciłam. - Czy całą kwotę, czy tylko zaliczkę? - Tak, całą kwotę. - Bo wie pani, jeszcze można się wycofać. - Tak, ale ja nie zamierzam wycofywać się. - A czemu nie zostawili pani węży do podlewania, ani narzędzi? - Bo nie chciałam. Chcę mieć nowe. - A czemu to, a czemu tamto? - Bo taka była między nami umowa."
Nie powiem, ale  ich wścibskość granicząca wręcz z nachalnością,  była żenująca. Nie umiałam powiedzieć : "Gówno to was obchodzi". Może powinnam, ale dopiero zaczynam się uczyć działki.
Nie wiem co mnie dziś bardziej zmęczyło, czy praca fizyczna, czy to politykowanie.
Podziel się
oceń
0
0

komentarze (0) | dodaj komentarz

Z DZIAŁKOWEGO PAMIĘTNIKA - 24.09.2005r. - sobota

niedziela, 07 marca 2010 18:16
Fantastycznie jest mieć wolną sobotę. Dawno jej nie miałam, jak to w handlu. Dzisiaj Andrzej miał zjazd "chałubińszczaków", więc i ja zafundowałam sobie zjazd. W Koperkowie. Na dziewiątą już byłam. Piękny, słoneczny dzień. Rozciągnęłam ręce na całą rozpiętość płuc. Moje płuca aż westchnęły z radości. Miały nareszcie swoje świeże powietrze.
Zaczynam własne porządki. Dobrze, że jest woda. Poprzedni właściciele przenieśli ujęcie wody dla wygody z rogu działki pod dom. Musieli się mocno napracować, żeby wykopać rów pod wodociąg i jeszcze założyć studzienkę. Na pewno uwzględnili to w cenie działki. Bardzo dobra robota.
Wystawiłam "na podwórze" małą szafkę i stolik, wyszorowałam z nich zapachy poprzedniej właścicielki i wymyłam. Także pomyłam podłogi w domku, przewietrzyłam. W pomieszczeniu kuchennym okienko nie otwiera się. Natomiast w pokoiku okienko zamyka się bardzo sprytnie na śrubkę. Umyłam także te okienka, przeprałam firaneczki, szybko wyschły, zaraz powiesiłam.
Potem wizyta w szklarni. Jakieś 2x3 [m] poletko. Na razie pusto. Stelaż masywny z płaskowników metalowych, owinięty foliową taśmą po jakichś jogurtach, śmietanie itp. Taśma pewnie miała zabezpieczać folię tunelową przed przecięciem ostrymi krawędziami. Może również po to, że jak płaskowniki od słońca się nagrzeją, to też mogą uszkodzić folię tunelową. Ale taśmy te już sparciały i się kruszą. Nieładnie to wygląda, wszędzie w szklarni pełno białych śmieci. Wymyśliłam, że ściągnę tę taśmę i owinę podartymi rajstopami. Nie wiem czemu tyle lat je zbierałam. Intuicja? Natomiast jeśli chodzi o folię tunelową - jest stara, ale jeszcze się trzyma, nie myślę wymieniać w najbliższym czasie. To grubsza robota i trzeba na tym się znać. Sama też nie dam rady. Może Andrzej "zmięknie" i zacznie mi pomagać, a jak nie będę musiała poprosić obcych o pomoc. A to już będzie mnie kosztowało.
Dziś boczna sąsiadka, pani Ka, znowu mnie zaczepiła odnośnie moich poprzedników. I znów chodziło jej o ich synów, ale że na gorącym uczynku ich nie złapali, więc osądzać trudno. Powiedziałam jej , że jeszcze będą tu zaglądali, bo mają swoje rzeczy do zabrania, żeby się nie niepokoiła. To już całkiem jej się nie spodobało."Sprzedane, to sprzedane - powiedziała - Klucze oddać i już". Było to bardzo stanowcze, jakby to o jej działkę chodziło. A może myśli, że będą do nich zaglądać i jeszcze coś wywiozą. A może po prostu nie jest zadowolona, że to ja kupiłam, a nie ona i teraz będzie mi w ten sposób dokuczać. Do rozmowy włączył się jakiś pan Janek. Starszy gość - przypominał mi mojego ojca. Mój ojciec też Jan - 14 listopada minie 10 lat jak nie żyje. Według pana Janka mam bardzo dobrą działkę i w bardzo dobrym miejscu, bo od drogi. Po stronie drogi mogę sadzić co chcę, nawet sosny, nie będą przeszkadzać sąsiadom. Z dobrej strony mam też posadzone jabłonie i wiśnie. Pierwszy właściciel, który planował działkę zrobił to bardzo rozumnie. Wiedział też, że mam bardzo dobrą gruszkę (Konferencję) i bardzo dobrze mi obrodziła, u niego gorzej. Fajnie z nim się gadało, może dlatego że podobny do mojego ojca.
Doszedł do nas mąż sąsiadki, pan Ka, i też włączył się do rozmowy. Powiedziałam mu, że myślę zrobić sobie na wiosnę oczko wodne, także powinnam postawić nowy kompostownik, bo ten z płyty falistej straszy. Pochwalił się, że on już ma nowy. Murowany. Poszło na niego 120 cegieł. Wybetonowane dno. Sam murował. Pomyślałam sobie, że to będzie trudne zadanie. Czy sobie poradzę. Ale pan Ka jakby co, to mi pomoże, albo znajdzie mi pomocników. W ogrodzie są różni fachowcy, tylko trzeba pytać. On zna ich wszystkich.  Gada zupełnie inaczej niż jego małżonka.
Gadu, gadu - a tu tyle pracy mnie czeka. Niewiele podciągnęłam marginesu pod żywopłot. Sił zabrakło, a nie wzięłam nic na obiad. Następnym razem - termos, kanapki. i do pracy. Tym razem na obiad do domu. Trochę się zmęczyłam, nie powiem. Ale nie zniechęcam się. Pan Janek dodał mi otuchy, jakby pozystywnie naładował. Jutro ciąg dalszy, pomimo niedzieli.
Podziel się
oceń
0
0

komentarze (0) | dodaj komentarz

Z DZIAŁKOWEGO PAMIĘTNIKA - 23.09.2005 r. - piątek

środa, 03 marca 2010 22:55
Po pracy zaprosiłam Igę i Janusza na już moje winogrona. Bardzo ładnie obrodziły. Są dwa gatunki: różowe i niebieskie. Różowe do zjedzenia, a niebieskie na wino. Najpierw zebraliśmy różowe.
Przywiozłam też kwaśnego torfu dwa 5-litrowe woreczki i podsypałam pod moje wrzosy. Pilnie je podlewam. Dzisiejsza wizyta była bardzo krótka, bo i samochodem szybko.
Na wyrywanie trawy pod opaskę (ramkę, margines) nie było czasu. Jutro nie idziemy do pracy, więc myślę dłużej pobyć i podciągnąć ten wątek.
Podziel się
oceń
0
0

komentarze (0) | dodaj komentarz

Z DZIAŁKOWEGO PAMIĘTNIKA - 19.09.2005r. - poniedziałek

wtorek, 02 marca 2010 22:16
Odkryłam, że pod ławką w altance ukrywa się mały dąbek.
Muszę go gdzieś przenieść, ale gdzie?

Tymczasem nadal wyrywam ziemi trawę. Ból w krzyżu nasila się, ale nie ustępuję. Mozolnie pracuję, a słowa  Adama Mickiewicza wystukują mi rytm


Bez serc, bez ducha, to szkieletów ludy;
Młodości! dodaj mi skrzydła!
Niech nad martwym wzlecę światem
W rajską dziedzinę ułudy:
Kędy zapał tworzy cudy,
Nowości potrząsa kwiatem
I obleka w nadziei złote malowidła.

 

To było bardzo pracowite popołudnie. Ledwo przywlokłam się do domu.


 


Podziel się
oceń
0
0

komentarze (0) | dodaj komentarz

SPACERKIEM MIĘDZY PSIMI KUPAMI - 27.02.2010r. - sobota

niedziela, 28 lutego 2010 1:24
Wczorajsza sobota do spaceru na działkę akurat. Śnieg powoli się topi. Po dłuższej przerwie pora odwiedzić Koperkowo, na kompost zanieść. Więc zrobiłam sobie herbatę do termosu i poszłam niby na spacer. Właśnie kupiłam sobie nowy termos za 22 zł z Internetu firmy Hoffner - okazja by wypróbować, stare zużyte dwudziestoletnie pora odłożyć do archiwum. Kupiłam także nowe wiaderko na kompost za 12 zł, stare zużyte zostanie na działce.
Wychodząc zauważyłam, że w ogródku sąsiedniego bloku zakwitły żółte krokusy. Poczułam wiosnę. Ale za chwilę humor mi minął. Musiałam uważać, by nie wejść w psią kupę.
I to praktycznie całą drogę. Niesmaczne to było. Nawet zrobiłam trochę zdjęć dla udokumentowania beznadziejności niektórych właścicieli psów. Wstyd. Ale mogę sobie pogadać.

Po drodze spotkałam kilku działkowiczów. Pan Rysio sobie nawet zażartował, czy czasem nie idę śnieg przekopać, póki od spodu jest wilgotniejszy, a niedługo stopnieje. Rzeczywiście trochę musiałam śniegu przekopać przy kompostowniku, bo ptaki rozniosły odpadki i zrobiło się brzydkawo. W domku niespodzianka. Jeszcze jesienią wrzuciłam do pudła wersalki dwa orzechy, żeby nie leżały gdziekolwiek. A tu - myszy zjadły je dokumentnie. Nie zjadły trucizny różowej w granulkach, którą ich poczęstowałam, ale orzechy owszem.

                                                  

Obeszłam posesję. Śniegu jeszcze bardzo dużo. Zajrzałam do tunelu, kilka dziurek w folii zrobiło się od śniegowej czapy. Podlałam rozsady lawendy, bo zdaje się, że mają za sucho. Z piwniczki wyjęłam trochę warzyw na obiad - buraczki się kończą.
Krety już pracują.
Usiadłam na werandzie i wypiłam herbatkę. Bardzo gorącą. To wielka przyjemność tak siedzieć i pić gorącą herbatę.
W domu czekało na mnie wysiewanie do doniczek nasion pora, selera i ziół. Musiałam się spieszyć, bo zbliżała się pełnia księżyca.

 


Podziel się
oceń
0
0

komentarze (0) | dodaj komentarz

Z DZIAŁKOWEGO PAMIĘTNIKA - 18.09.2005 r. - niedziela

sobota, 27 lutego 2010 16:45
Jeszcze tylko Monika nie miała okazji być w Koperkowie. Wczoraj przyjechała z Warszawy na sobotę i niedzielę. Dziś udało mi się ją namówić na godzinkę. Wzięłam wrzosy do posadzenia, nic że jest niedziela. Tylko nie miałam kwaśnego torfu, ale to podsypię przy okazji. Posadziłyśmy je przed altanką. Ładnie prezentują się - 3 kolory. Już widzę, jak będą duże. Czy doczekam? Mój kręgosłup, ale nie zdradzam się z nim. Może uda się go rozmasować pracą fizyczną. Swoista rehabilitacja. Nadal usuwam trawę na ramkę przy siatce pod iglaki, bądź to jakiś żywopłot. Idzie mi bardzo, bardzo ciężko, ale postęp powoli widać. Rośnie też kupa chwastu, który znoszę na działkę. Jak wyschnie - wytrzepię i spalę, bo to prawie sam perz.
Pani Grażyna Ka powoli wyprowadza się. Wywiezione już są meble, coś było nawet spalone. Zostawiła mi szafkę o którą poprosiłam, stolik i styropianowe pudełko na zboże. Zostało w nim trochę żyta - przyda się. Firaneczki (zgrabnie uszyte) też zostały. Nie mam jeszcze dostępu do przybudówki (drewutni), w której chowa się sprzęt. Ale opróżniona jest także drewniana skrzynia na narzędzia. Właściwie to trzymano tam doniczki.
Monisi nawet podobała się moja działeczka. Posiedziała nieco dłużej, Andrzej po nią przyjechał i odwiózł na pociąg do Warszawy. Ja jeszcze zostałam.
Przed wyjściem wzięłam symbolicznie trochę ziemi i kamyków. Włożyłam do szklanego koszyka, gdzie jest także ziemia z mojego Żelewsza. Przecież muszę je mieć na oku i pod ręką.
Żartuję, że jak umrę i jak mnie będą palić, to mają prochy moje pomieszać z moimi ziemiami. Z tą pierwszą z Żelewsza i z tą ostatnią z Koperkowa. I dopiero wtedy mogą urnę wstawić do grobowca przodków męża. Miejsca dużo nie zajmę, a i rozkładać się przed nimi nie muszę. To taki mój testament. Przynajmniej na dziś.

 


Podziel się
oceń
0
0

komentarze (0) | dodaj komentarz

Z DZIAŁKOWEGO PAMIĘTNIKA - 17.09.2005r. - sobota

piątek, 26 lutego 2010 23:10
Nauczyło mnie moje środowisko, że wszelką grubszą inwestycję, jak dziecko, trzeba ochrzcić.
Znaczy pokropić. Inaczej zawsze coś będzie nie tak i dotychczas to się sprawdzało.
Dziś na zakrapianym obiedzie Pierwszym Gościem była pani Grażyna Ka. Była z rocznym synkiem - Józefem. Chłopczyk nie był absorbujący, więc mogłyśmy się nagadać.
Mąż pani Grażyny miał dojechać później, ale mu się nie udało. Andrzej dziś był szoferem. Nalewałyśmy sobie same.
Znaczy wg własnych chęci i możliwości.
Dziś nie ma problemu z dostępem do alkoholu, pić na zapas nie ma potrzeby. Z nadmiaru rozkoszy brzuchy nie bolą, więc i samopoczucie lepsze. I taki umiar właśnie lubię.
Na pamiątkę dzisiejszego spotkania i dla zaznaczenia tej historycznej wizyty, podarowałam Józefowi "Baśń o woju Radomirze". Może w przyszłości będzie moim czytelnikiem.
Podziel się
oceń
0
0

komentarze (0) | dodaj komentarz

sobota, 31 marca 2018

Licznik odwiedzin:  68 906  

Kalendarz

« marzec »
pn wt śr cz pt sb nd
   01020304
05060708091011
12131415161718
19202122232425
262728293031 

O moim bloogu

------Koperkowo--------- świat zamknięty w czterech --------arach ---------------- a zachwytu co niemiara

Ulubione strony

BLOGI PRZYJACIÓŁ

MOJA STRONA I MOJE BLOGI

Wyszukaj

Wpisz szukaną frazę i kliknij Szukaj:

Subskrypcja

Wpisz swój adres e-mail aby otrzymywać info o nowym wpisie:

Statystyki

Odwiedziny: 68906
Bloog istnieje od: 2967 dni

Horoskop

Więcej w serwisach WP

Money.pl

Pytamy.pl