Fantastycznie jest mieć wolną sobotę. Dawno jej nie miałam, jak to w handlu. Dzisiaj Andrzej miał zjazd "chałubińszczaków", więc i ja zafundowałam sobie zjazd. W Koperkowie. Na dziewiątą już byłam. Piękny, słoneczny dzień. Rozciągnęłam ręce na całą rozpiętość płuc. Moje płuca aż westchnęły z radości. Miały nareszcie swoje świeże powietrze.
Zaczynam własne porządki. Dobrze, że jest woda. Poprzedni właściciele przenieśli ujęcie wody dla wygody z rogu działki pod dom. Musieli się mocno napracować, żeby wykopać rów pod wodociąg i jeszcze założyć studzienkę. Na pewno uwzględnili to w cenie działki. Bardzo dobra robota.
Wystawiłam "na podwórze" małą szafkę i stolik, wyszorowałam z nich zapachy poprzedniej właścicielki i wymyłam. Także pomyłam podłogi w domku, przewietrzyłam. W pomieszczeniu kuchennym okienko nie otwiera się. Natomiast w pokoiku okienko zamyka się bardzo sprytnie na śrubkę. Umyłam także te okienka, przeprałam firaneczki, szybko wyschły, zaraz powiesiłam.
Potem wizyta w szklarni. Jakieś 2x3 [m] poletko. Na razie pusto. Stelaż masywny z płaskowników metalowych, owinięty foliową taśmą po jakichś jogurtach, śmietanie itp. Taśma pewnie miała zabezpieczać folię tunelową przed przecięciem ostrymi krawędziami. Może również po to, że jak płaskowniki od słońca się nagrzeją, to też mogą uszkodzić folię tunelową. Ale taśmy te już sparciały i się kruszą. Nieładnie to wygląda, wszędzie w szklarni pełno białych śmieci. Wymyśliłam, że ściągnę tę taśmę i owinę podartymi rajstopami. Nie wiem czemu tyle lat je zbierałam. Intuicja? Natomiast jeśli chodzi o folię tunelową - jest stara, ale jeszcze się trzyma, nie myślę wymieniać w najbliższym czasie. To grubsza robota i trzeba na tym się znać. Sama też nie dam rady. Może Andrzej "zmięknie" i zacznie mi pomagać, a jak nie będę musiała poprosić obcych o pomoc. A to już będzie mnie kosztowało.
Dziś boczna sąsiadka, pani Ka, znowu mnie zaczepiła odnośnie moich poprzedników. I znów chodziło jej o ich synów, ale że na gorącym uczynku ich nie złapali, więc osądzać trudno. Powiedziałam jej , że jeszcze będą tu zaglądali, bo mają swoje rzeczy do zabrania, żeby się nie niepokoiła. To już całkiem jej się nie spodobało."Sprzedane, to sprzedane - powiedziała - Klucze oddać i już". Było to bardzo stanowcze, jakby to o jej działkę chodziło. A może myśli, że będą do nich zaglądać i jeszcze coś wywiozą. A może po prostu nie jest zadowolona, że to ja kupiłam, a nie ona i teraz będzie mi w ten sposób dokuczać. Do rozmowy włączył się jakiś pan Janek. Starszy gość - przypominał mi mojego ojca. Mój ojciec też Jan - 14 listopada minie 10 lat jak nie żyje. Według pana Janka mam bardzo dobrą działkę i w bardzo dobrym miejscu, bo od drogi. Po stronie drogi mogę sadzić co chcę, nawet sosny, nie będą przeszkadzać sąsiadom. Z dobrej strony mam też posadzone jabłonie i wiśnie. Pierwszy właściciel, który planował działkę zrobił to bardzo rozumnie. Wiedział też, że mam bardzo dobrą gruszkę (Konferencję) i bardzo dobrze mi obrodziła, u niego gorzej. Fajnie z nim się gadało, może dlatego że podobny do mojego ojca.
Doszedł do nas mąż sąsiadki, pan Ka, i też włączył się do rozmowy. Powiedziałam mu, że myślę zrobić sobie na wiosnę oczko wodne, także powinnam postawić nowy kompostownik, bo ten z płyty falistej straszy. Pochwalił się, że on już ma nowy. Murowany. Poszło na niego 120 cegieł. Wybetonowane dno. Sam murował. Pomyślałam sobie, że to będzie trudne zadanie. Czy sobie poradzę. Ale pan Ka jakby co, to mi pomoże, albo znajdzie mi pomocników. W ogrodzie są różni fachowcy, tylko trzeba pytać. On zna ich wszystkich. Gada zupełnie inaczej niż jego małżonka.
Gadu, gadu - a tu tyle pracy mnie czeka. Niewiele podciągnęłam marginesu pod żywopłot. Sił zabrakło, a nie wzięłam nic na obiad. Następnym razem - termos, kanapki. i do pracy. Tym razem na obiad do domu. Trochę się zmęczyłam, nie powiem. Ale nie zniechęcam się. Pan Janek dodał mi otuchy, jakby pozystywnie naładował. Jutro ciąg dalszy, pomimo niedzieli.
komentarze (0) | dodaj komentarz